środa, 21 stycznia 2015

Oby się tylko nie obudziła

„Oby się tylko nie obudziła”

5:30

Wstajemy.

M. do pracy, ja pędem do kuchni na śniadanie życząc sobie, żeby tylko Alicja nie wstała wcześniej. 

Jadła o 3, wiec teraz powinna jeść o 6.

Śmiejemy się to nasz indywidualny budzik. Jada regularnie co 3 godziny. 

Jak mama ;)

Głód potrafi ją wybudzić z najgłębszego snu. Budzi się wtedy z gruźliczym płaczem – pokasływaniem „e e e” po czym po chwili dochodzi „łeee”. 

Czasem jeszcze zanim otworzy oczy.

Ale zanim córa zje, zjeść musi mama.

W okresie karmienia piersią zapotrzebowanie na energię wzrasta i to całkiem sporo, bo o 505 kcal dziennie. To taki dość spory obiad więcej dziennie J 
Jak dotychczas moje zapotrzebowanie to ok. 2300 kcal to teraz niewiele ponad 2800 kcal. No całkiem sporo. Więc to jeden z wielu argumentów, że czas na jedzenie trzeba znaleźć.

A na większość witamin i składników mineralnych zapotrzebowanie wzrasta teraz wielokrotnie. 
Dlatego tak ważne w tym czasie jest urozmaicone menu, bogate w produkty ze wszystkich grup, a przede wszystkim niskoprzetworzone jedzenie, warzywa i owoce.

Teraz jest zima, wiec trudno o dobre świeże warzywa, a jeśli są to nie czuć ich smaku. No taki pomidor. Uwielbiam pomidory, ale jak dla mnie w okresie zimowym smakują słabo. Zajadam się wiec mrożonkami: brokułami (ku zmartwieniu M.), fasolką szparagową a na świeżo, w sensie nie mrożonkami, naszymi korzeniowymi warzywami co nie straszna im zima: marchewką, burakami i pietruszką. A i jeszcze kiszonki – ogórki made by mama ;)

Od czasu ciąży bardziej wpadają mi w gust smakowy owoce niż warzywa. I tak codziennie są jabłka i gruszki. I winogrona bezpestkowe muszą być!

Oby się tylko nie obudziła.

Nastawiam wodę. 

Dopiero odkąd jest Alicja używam czajnika elektrycznego. Bo tak jest szybciej.

Otwieram lodówkę, wyjmuję wczoraj ugotowane na twardo jajko, obranego ze skórki pomidora, masło. 
Wszystko przygotowane. Zjeść teraz = potrzeba wcześniejszej organizacji. 

Smaruję chleb. Obieram jajko, kroję na kawałki.

No nareszcie, mam śniadanie.

Zalewam kawę. Zbożową.

Jem.

Oby się tylko teraz nie obudziła…

Przy odrobinie szczęścia nastawiam garnek z mlekiem i gotuje owsiankę. Będzie w sam raz na drugie śniadanie.

Jak wspomniałam- żeby zjeść trzeba się wcześniej zorganizować ;)

Jest 5:45. 
Oby się tylko nie obudziła. 

Idę się do łazienki, zazwyczaj o tej porze udaje mi się tylko umyć zęby i nastawić pranie zanim usłyszę gruźliczy płacz Alicji.

„e, e, e, łeeee”. 

Raz, drugi, trzeci.

Staję nad łóżeczkiem: „Cześć kochanie, jak się spało?” W odpowiedzi „e, e, e, łeee” co w tłumaczeniu znaczy „nie pytaj, daj jeść”;)

Podczas jedzenia córa zwykle dopiero mnie zauważa. 

Łapiemy się wzrokiem. Słyszę „om om om” błogo stęka i  głośno połyka. 

„Smacznego malutka”. 

Musi jej chyba smakować.

Odbijamy. 

Gdy głośno beknie ma uśmiech od ucha do ucha.

„Na zdrówko kochanie”

Potem przewijanie.

A na przewijaku niejednokrotnie świetna zabawa. Alicja od kilku dni mówi „a-guuu”. 
Odkąd załapała to ciągle powtarza. Zdarza jej się jeszcze „e-jooo”. 

„Brawo córcia, jeszcze raz!” skupienie. „a-guuu”. 

Błysk w oku. 

Jak każdy uwielbia być chwalona.

Zwykle po godzinie córka daje znaki zmęczenia. 

Śmiejemy się, ze wtedy miałczy. Ma dość wrażeń. 

No to teraz usypianie.

Gdy zaśnie zwykle zostaje jakaś dobra godzina do następnego karmienia. 

Jak by to powiedziała moja znajoma, mama półrocznej dziewczynki „jak śpi, ogarniam życie”. 

Wiec ogarniam życie a czasem się zdrzemnę w tym czasie co ona. Zwykle jednak sprawdzam maila, odpisuje na listy, robię listę zakupów, planuje obiad. 

Ach! no i jem owsiankę.

Mała o godzinie punkt 9 zaczyna swoje pokasływanie nawołując mnie do siebie na posiłek. 

Na jej posiłek. 

Mój zegareczek :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz