sobota, 27 grudnia 2014

Nauka nawyków

Nauka nawyków

2:45 w nocy

Owinięta w koc, z kotem na kolanach i z kubkiem ciepłej herbaty w dłoni, piszę ten wpis.

Dumna.

Dumna i szczęśliwa.

Dumna ze swojej córy.

Z tego, że kolejny raz zasnęła sama w swoim łóżeczku.

Szczęśliwa, bo moje dziecko, choć zaledwie 7 tygodniowe, jest na tyle samodzielne, że samo (no z niewielką pomocą mamy i taty) wkracza do krainy snów.

Dumna, bo dała rade sama, mimo tego, że przez chorobę w ostatnich dniach i częsty płacz, przyzwyczaiła się zasypiać na rękach.

Co ja pisze! My ją przyzwyczailiśmy!

Chcąc ulżyć dziecku daliśmy jej prosty komunikat „tak masz zasypiać maleńka”.

Na rękach, bujana, noszona.

A potem mój ból pleców, niewyobrażalny brak przytomności w pracy M. po kilku godzinach nocnego noszenia malej na rękach.

Tak sobie myślę, że to niesamowite, że tak duży wpływ mają osoby sprawujące opiekę nad dzieckiem.

Niesamowite.

Ale to też niesamowicie duża odpowiedzialność.

Również w aspekcie żywienia.

Za nami Święta Bożego Narodzenia.

Myślę sobie, że za rok czy dwa zaczniemy nasz rytuał przygotowywania do świąt.

Wyobrażam sobie, że będziemy razem z Alicją dekorować choinkę, piec pierniczki, z czasem będzie (mam nadzieję) pomagać mi w kuchni z przygotowywaniem świątecznych potraw.

Takie mam plany ;)

Mam nadzieję, że cola czy mega przetworzone jedzenie nigdy nie zawitają w naszą świąteczną tradycję.

To za jakiś czas.

Ale przecież już teraz mam całkiem spory wpływ na nawyki jedzeniowe Alicji.

Niezwykłe jak to stworzyła natura.
Bo sposób jedzenia zarówno podczas ciąży jak w okresie karmienia wpływa na preferencje żywieniowe dziecka w późniejszym czasie.

Karmiąc piersią pośrednio uczę moją córkę dobrych nawyków żywieniowych.
Przez to co jem mam już dziś wpływ na to jakie smaki poznaje Alicja; substancje smakowe przechodzą do pokarmu kobiecego a przez to ona czuje co jem.

Wpływ taki miałam też w ciąży.

Tak sobie myślę, że dzięki tej wiedzy było mi chyba łatwiej powstrzymywać się przed niezdrowymi zachciankami w ciąży. Dlatego dzielę się tą wiedzą z Wami. 

Dziecko poznaje smaki jedzenia, tym samym przyzwyczaja się do nich, już w brzuchu mamy za pośrednictwem wód płodowych, a gdy przyjdzie na świat - kobiecego mleka.

Mogę powiedzieć, że Alicja doskonale zna już smak warzyw, owoców czy ryby.

I mam nadzieję, że to wpłynie na jej preferencje smakowe i pomoże mi zadbać o jej nawyki żywieniowe w późniejszym czasie.

Święta za nami, ale za chwilę Nowy Rok. Z tej okazji życzę wszystkim radości ze zdrowej diety. Pamiętajmy, że jako rodzice, mamy tę szczególną możliwość nauczyć dziecko zdrowego odżywiania już od pierwszych chwil jego życia. Najłatwiej zrobić to na własnym przykładzie :)


czwartek, 18 grudnia 2014

3 trymestry: wegetarianka, mięsożerca i miłośniczka koktajli w jednym

3 trymestry: wegetarianka, mięsożerca i miłośniczka koktajli w jednym

Czy inne kobiety w ciąży też tak maja?

Tego nie wiem.

Ja mogę podzielić moją ciążę na 3 trymestry całkiem różnych preferencji smakowych ;)

Powiedziałabym nawet, że dość znacznie różniących się od siebie.

1 trymestr. 

Zaraz po tym, gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży straciłam ochotę na nabiał, mięso ( w tym niestety też mięso ryb).

Jadłam odtąd głównie owoce i warzywa.
Szczęśliwie to była: wiosna - mnóstwo świeżych warzyw i owoców – piękny czas na takie preferencje, prawda?

Mniej gotowałam – nie mogłam znieść kuchennych zapachów. Moje menu oparte więc było głównie na "zieleninie" i "surowiźnie". Zapachy podczas gotowania wywoływały u mnie nasilenie mdłości.

Jadłam mnóstwo sałatek, sezonowych warzyw i owoców, jak tylko mogłam to 2 razy w tygodniu szłam po nie na targ. Przyjemność sprawiało mi nie tylko jedzenie warzyw i owoców, ale też patrzenie na kolorowe stragany, wąchanie produktów. Na targu czułam się jak w żywieniowym raju. Wracałam z targu i nie czekając zbyt długo miksowałam ulubione owoce z warzywami. Mój częsty koktajl to: natka pietruszki, szpinak, ogórek, truskawki i sok z limonki. Kolor niezbyt zachęcający, ale ten smak. Ach! jeśli zastanawiacie się nad jego zrobieniem - zróbcie to a nie pożałujecie!

W 1 trymestrze odrzucało mnie od: nabiału, mięsa, ryb, wędlin (tych ostatnich nie jem też poza ciążą) a przede wszystkim od kurczaka.
Mój pierwszy kontakt z kurczakiem w postaci rosołu pamiętam do dziś.
Był tak traumatyczny, że nie jadłam go do teraz ;)
Po naprawdę pysznym rosołku, który zrobiła dla mnie moja Mama, tak mnie zemdliło, że trudno mi o tym zapomnieć. Mimo zwrócenia solidnej porcji rosołu, miałam wciąż i wciąż wrażenie, że wywar z kurczaka nadal siedzi w moim przewodzie pokarmowym i wcale nie chce ulec strawieniu. A zapach rosołu jaki czułam od siebie, ze skóry, włosów, ubrań i z całego mieszkania i to przez następne kilka dni na długo pozostanie mi w pamięci. Brr raz mnie wzdryga na samo wspomnienie.

Tak… w 1 trymestrze miałam mdłości (jak sobie z nimi radziłam kiedy indziej). Nie wiem kto wymyślił, nazwę poranne mdłości, skoro nie kończą się na ranku tylko utrzymują się cały dzień. Więc nie łudźcie się ich nazwą. To nieprawda, że wymiotujesz rano a potem wracasz do formy! Mdli cię całą dobę! Uwielbiam swoją pracę, ale muszę przyznać, że mdłości w mojej pracy dawały wyjątkowo kiepski rezultat. Podczas konsultacji rozmowy o jedzeniu skutkowały tym, że w przerwach nie mogłam przestać rozmawiać, ale w toalecie do „wielkiego ucha”.

Nagranie do programu „Sztuka życia”.

Nagranie w kuchni jednej z warszawskich restauracji.

Kucharze gotują, a moje zadanie to wąchać, smakować i oceniać dania pod względem wartości odżywczych. A tu „poranne” mdłości. Wyobrażacie to sobie? MA-SA-KRA! Stałam nad daniami cała zielona, z mokrym czołem. W przerwach wyjmowałam listki mięty z rękawa (tak, dosłownie z rękawa) i wąchałam, żeby czasem nie zepsuć dań swoim na pół przetrawionym obiadem. Teraz podziwiam siebie za to, że dałam radę utrzymać obiad w żołądku.

2 trymestr 

Na szczęście to zuuupełnie inna bajka niż dotąd. 

Po pierwsze wraz z jego nadejściem pożegnałam się z mdłościami. Jak w zegarku w 12 tygodniu mdłości minęły. Apetyt też uległ zmianie. 

Zaczęłam mieć ochotę na mięso (wołowinę; kurczakowi mówiłam nadal stanowcze NIE), jadłam więcej nabiału. Generalnie zwiększoną ochotę na czerwone mięso wiążę z faktem, że zaczęła się u mnie niedokrwistość (o czym później).

2 trymestr w ogóle był super. Przede wszystkim przypływ energii. Znów rozsadzała mnie energia, a w pracy miałam mnóstwo pomysłów. Wróciłam do aktywności. 

Pacjenci inspirowali mnie kulinarnie. 2 trymestr to czas wymieniania się przepisami z pacjentami. Dziwi Was to? Na co dzień ja staram się być inspiracją dla pacjentów, ale niejednokrotnie to oni stanowią kulinarną inspirację dla mnie.

W 2 trymestrze zaczęłam więcej gotować. 

Zaczęłam rozkoszować się też daniami mięsnymi np. stekami mojego mięsożernego M. oczywiście ku jego uciesze. Do tej pory wspomina, że nigdy jak wtedy nie jedliśmy tyle mięsa (Kochanie, z tym poczekasz prawdopodobnie do następnej ciąży).

3 trymestr

W tym trymestrze zaczęłam jeść znacznie więcej. 

Od 2 różnił się głównie apetytem na … tłuste. Starałam wybierać się zdrowe tłuszcze. Wcinałam, więc tłuste, oblane oliwą sałatki. Tyle oliwy, że na ogół warzywa w niej pływały. Do sałatek i musli dodawałam orzechy: nerkowce, migdały, włoskie. Grubo smarowałam kromki chleba masłem. Wołowina została zastąpiona kaczką i gęsiną (dzień przed porodem kupiłam gęś na weekendowy obiad, która zjedliśmy, gdy byliśmy już we trójkę w domu).


I tłuste awokado! W każdej postaci – na kanapkę, jedzone łyżką zaraz po przekrojeniu albo jako baza koktajlu (mój ulubiony: awokado + kiwi + sok z limonki – spróbujcie sami, jest pycha!). 3 trymestr nazywałam okresem zbierania energii na maraton jakim jest poród. I pewnie słusznie.

sobota, 13 grudnia 2014

Ciąża = TRUSKAWKI


Ciąża = TRUSKAWKI
„Masz zachcianki?” - wiele razy zadawano mi to pytanie.

Miałam!

Ale nie były to jak przedstawiane w filmach pizza z lodami zagryzane kiszonymi ogórkami.

Pierwszą zachcianką były truskawki.

Przed ciążą bałam się, że będą to lody – moja dietetyczna pięta achillesowa (tak jestem dietetykiem, ale tez człowiekiem i takowe miewam). 

Obawiałam się, że będę mogła je jeść na śniadanie, obiad i kolację. A potem będę czuć wyrzuty, bo ileż notabene bezwartościowych lodów można?

Ach! przypomniało mi się. Miałam też ochotę na chipsy (a nawet nie lubię chipsów) i raz się skusiłam!

I żałowałam.

Bo nie były dobre.

Bo potem było mi ciężko.

Lepiej zrobiłabym piekąc ziemniaki z przyprawami…

No, ale chciałam szybko i do tego wieczorem (moi pacjenci będą mi mieć co wypominać ;)) to i miałam szybko... Ale ból brzucha.

Oczywiście zdarzało mi się pomyśleć o czymś do jedzenia i mieć do razu na to ochotę –  uroki ciąży...

Zawsze jednak najpierw starałam się zastanowić co mi to da?

A przede wszystkim co da to mojemu dziecku?

Jeśli nic oprócz niezdrowych tłuszczy lub tony cukru zachcianka schodziła na drugi plan.

Naprawdę.

Nie wiem czy to tak silny instynkt dietetyczki ;) czy po prostu wyraz silnej woli.

Co innego, gdy miałam ochotę na kwaśne ogórki kiszone, których sobie nie odmawiałam czy kochane w ciąży nad cokolwiek innego owoce.

Bo gdy pojawiła się ochota na bezwartościowego batonika, wtedy z zachcianki rezygnowałam.

Może nie bez znaczenia ma wiedza co taki batonik zawiera i jak to wpływa na zdrowie moje i mojego dziecka? Bo wpływa negatywnie – taki batonik to źródło tłuszczy trans, które maja działanie prozapalne, zarówno u mnie jak u dziecka.

Często zachcianką były inne niż truskawki owoce.

2 trymestr przypadał na lato.  Zachciankami były wtedy zazwyczaj jeżyny, borówki czy czereśnie.
Były to tez często owoce egzotyczne, których latem wcale łatwo nie było można dostać.

Jednak zawsze (!!!) z innymi owocami wygrywały truskawki.

Jeszcze nieświadoma swojego stanu, zostałam ściągnięta niczym niewidzialną mocą do zamrażalnika osiedlowego warzywniaka, by sięgnąć po opakowanie mrożonych truskawek. To była wczesna wiosna, więc świeże nie były jeszcze dostępne.

Jadłam je po rozmrożeniu po prostu, łyżką prosto z miski, takie były najsmaczniejsze, w zasadzie nie potrzebowałam ich przerabiać. Ewentualnie miksowałam z jogurtem lub bananami i rozkoszowałam się (dosłownie!) koktajlem.

A za miesiąc... za miesiąc były już świeże truskawki - raj dla mojego podniebienia.
Co wtorki i piątki, bo w te dni w mojej miejscowości jest targ, robiłam zapasy truskawek.

Na początku 2 trymestru, a był to początek lipca, gdy sezon na truskawki się kończył, jak zawsze w piątek zrobiłam solidny zapas truskawek. 

W sobotę rano licząc na truskawkowego szejka, otworzyłam lodówkę by je zmiksować, a tam? 

A tam moje kochane truskawki pokryła pleśń. Zrobiło mi się tak żal, tak smutno, że czułam, że wiele tracę z tego poranka.

Moje rozczarowanie napędzone hormonami zrobiło swoje.

Wybuchłam płaczem.

Poważnie!

Stałam nad koszem na śmieci, do którego przed chwilą wyrzuciłam 0,5 kg szczęścia­­­­­!

Potem opowiadałam o tym wydarzeniu śmiejąc się ze łzami w oczach, ale tamtego ranka wcale nie było mi do śmiechu.


Na szczęście sytuację uratował mój M.: „Spokojnie kochanie…- masz jeszcze pół zamrażalki truskawek”.

wtorek, 9 grudnia 2014

Alicja w krainie diety

Alicja w krainie… diety?

2:00 w nocy

„ e, e, … łeee, łeee, łeee”

Obudziła się. Wstajesz?

I tak zaczyna się nocny rytuał. M. wstaje, bierze córę, idzie do łazienki, przebiera. Ja w tym czasie usadawiam się wygodnie na fotelu lub łóżku, napełniam szklankę wodą, biorę poduszkę do karmienia i czekam.

„łeeee, łeeee, łeee” coraz głośniejsze, wręcz desperackie krzyki głodnego maleństwa. 

Idą. On na nogach, a ona malutka na jego rękach :) Po chwili już jest w moich ramionach, zaczynamy karmienie, przystawiam do piersi.

„ałaaaa” – tym razem to ja. Tak, karmienie piersią na początku booooli. 

Boli na tyle, że nie mogłam skupiać się na karmieniu małej. Potrzebowałam skupić uwagę na czymś innym. Np. na rozmowie. Mała przez najbliższe 20-30 minut lub więcej je. Ja w pocie czoła próbuję skupić uwagę na czymś innym,  czymś niebolesnym. Tym razem na rozmowie.


A więc rozmawiamy.

„Słuchaj, myślałam o tym blogu, może go założę”

„no pewnie, zrób to!”

„myślałam o nazwie, jak brzmi dietomama?”

„no… nie bardzo”

Tak myślałam...

Nawet M. mimo, że ma żonę dietetyczkę i na własnej skórze poznał, że zdrowe jedzenie to nie katusze, słowo "dieta" niezbyt dobrze się kojarzy. 

Myślałam jeszcze o mama dietetyczka, mama na diecie i inne podobne z nazwą dieta. Aż powstała „Alicja w krainie… diety” – w jedną z bezsennych nocy w drugim tygodniu mojego macierzyństwa. 

Chyba lepiej się kojarzy. I chyba łatwa do zapamiętania.

 „Weźmiesz ją?” – pytam

Teraz czas na moje przysypianie, a małą czeka odbijanie u Taty na rękach. Podobno dzieci teraz się nie odbija, ale Alicji pomaga, sprawdziliśmy opcje bez odbijania przez pierwsze 2 tygodnie i potem opcja z odbijaniem kolejne 2 tygodnie. Teraz bogatsi o 4 tygodnie doświadczenia wiemy, że druga opcja powoduje to, że dziecko szybciej usypia i potem śpi spokojniej). 

Potem tulenie i jeśli mała ma dobrą noc (a co za tym idzie również i my) zasypianie. Jeśli nie… mała ląduje znów na moich rękach, gdzie czeka ją tulenie, tulenie, noszenie, noszenie, odbijanie, noszenie, tulenie. Często aż mama przysypia i Alicja z powrotem wraca na ręce do tatusia.

5:00

„eee, łeee, łeee, łeee”

Obudziła się. M. przewija, ja nalewam wodę do szklanki, siadam wygodnie, biorę poduszkę do karmienia…

Blog Alicja w krainie diety powstał, aby podzielić się z Wami tym jak przeszłam ciążę. 

Poruszę tematy związane z tym jakie dietetyczne problemy napotyka w tym czasie kobieta. 

Postaram się rozwiać częste dietetyczne mity o diecie w tym okresie. Podzielę się z Wami moją wiedzą, od teraz popartą praktyką ;) 

Będzie też o żywieniu w okresie laktacji, a gdy Alicja będzie nieco starsza, o żywieniu dzieci.


Zapraszam :)

Jak to się zaczęło?

Jak to się zaczęło…

Jestem z zawodu dietetykiem (więcej o mnie na www.foodarea.pl), a prywatnie niedawno zostałam mamą. 

Pomysł na bloga pojawił się kiedy byłam w ciąży. Postanowiłam wtedy, że podzielę się swoimi dietetycznymi doświadczeniami z innymi kobietami, które właśnie dowiedziały się, że będą mamami lub planują w najbliższej przyszłości ciążę. 

W całej ciąży byłam bardzo aktywna zawodowo, czas pędził, stąd czas założenia bloga przypada na okres po narodzinach mojej córeczki Alicji. 
Będę pisać też o tym co dotyczy mnie już teraz, czyli o tematach związanych z żywieniem w czasie laktacji, a gdy Alicja będzie nieco starsza, o żywieniu dzieci. Ale zacznijmy od początku…