środa, 30 września 2015

Karmisz piersią?

Karmisz piersią?

"Karmisz piersią?"

Czy wiecie jak często zadawane jest to pytanie mamie niemowlęcia? 

Nieważne czy ktoś cię dobrze zna czy właściwie wcale.

Znajoma, której nie widziałaś od lat kilku nagle zaczyna się interesować jak użytkuję swoje piersi.

Sąsiad gratulując potomstwa też jest ciekawy.

A na spotkaniu rodzinnym wszystkie ciocie pytają czy karmisz i są negatywnie zaskoczone, gdy już nie. 

Irytujące prawda?

Zdaję sobie sprawę, że nie dla każdego. 

Dla matki nie mającej problemów z karmieniem naturalnym swojego dziecka zapewne to i naturalne pytania.

Dla mnie były irytujące. 

"Na stówę źle przystawiasz dziecko. 
Bo karmienie naturalne ma przynosić przyjemność i jest całym dobrem dla dziecka i kobiety". 

Ale jak się okazuje są i wyjątki.

Spotkania z konsultantami laktacyjnymi. 

Złe przystawianie to jednak nie to.

Karmiłam piersią Alicję ok. 5 miesięcy. Tylko i wyłącznie piersią tylko 2 miesiące. 

Z perspektywy czasu widzę, że i tak dzielnie walczyłam. 

Te miesiące to były godziny wylanych łez. 

Dosłownie. 

To były najbardziej męczące miesiące mojego życia. Myślę, że też naszego rodzinnego życia. 

To była walka z brakiem snu, wycieńczeniem, bólem.

Każde przystawienie Alicji do piersi kończyło się łzami. Moimi. 

Dziecko ssało pierś a ja patrzyłam na zegarek ile czasu je, bym po ok 15-20 min. mogła je odstawić od piersi. 

Tak, tak! Alicja nie jadła tyle ile chciała. Zazwyczaj nie zasypiała błogo przy piersi. Nie dawałam jej szansy, bo nie byłam w stanie wytrzymać bólu.

I to nie pierwszy tydzień, dwa czy trzy. Tak było co najmniej 3 miesiące.

To były godziny spędzone z laktatorem.

Były tygodnie, kiedy ból był nie do wytrzymania, wtedy co ok 3 godziny, jak to ironicznie nazywałam, miałam romans z laktatorem. 

Włącznie z nocą. Alicja jadła o 3, więc ja wstawałam o 2. 

Potem o 5 rano, bo zwykle budziła się o 6. 

Potem o 8, bo o 9 jadła, itd. 8-10 razy dziennie. 

Średnio 4-5 godzin dziennie odciągania pokarmu. 

Oprócz klasycznego zmęczenia i niewyspania dochodziło, więc niewyspanie z powodu godzin spędzonych z laktatorem. 

Średnio jakieś 3 -4 godziny snu na dobę. Oczywiście nie ciągłego. Miesiącami!

Ale w tamtym czasie wolałam to niż ból, który odczuwałam podczas karmienia. 

Ból i złość. Bo nie daję rady, bo chcę a nie mogę i w końcu za jakie grzechy moje dziecko mnie tak rani.

Walka z samym sobą o to by karmić naturalnie.

Ja dietetyk i nie mogę karmić swojego dziecka jak chcę. Przecież sama namawiałam kobiety do karmienia piersią, mówiłam jakie to super zdrowe dla dziecka!

Ba!, nawet temat mojej pracy magisterskiej był powiązany z okresem laktacji.

I to zamartwianie się o opinie otoczenia. 

"Dlaczego odciągasz pokarm?"

I to ciągłe tłumaczenie się, dlaczego. Dlaczego nie mogę karmić swojej córki naturalnie. 

"Nadal cię boli? ile to już czasu?"

"Poboli i przestanie" - rady doświadczonych mam.

Byłam chronicznie niewyspanym kłębkiem nerwów.

Po ok 4 miesiącach nie dowierzałam, że w końcu, że nareszcie karmienie nie tyle, że sprawia mi przyjemność, ale po prostu nie boli!

Patrzyłam na moje dziecko, które błogo zasypia przy piersi i dziękowałam, że najgorsze mam już za sobą. I zadawałam sobie pytanie czemu tak długo to trwało? 

Ale przede wszystkim byłam dumna. Dumna, że wygrałam walkę.

Radość nie trwała długo, bo mniej więcej wtedy Alicja zaczęła niechętnie ssać pierś.

"Masz to na własne życzenie, przyzwyczaiłaś ją sama do butelki" - opinia jednej z doświadczonych w tym fachu mam.

No tak, mam to na własne życzenie!

Ale powodem było wcale nie moje własne życzenie, ale refluks. 

Okazało się, że muszę powrócić do czasu spędzanego z laktatorem. 

Bo by Alicja czuła się lepiej powinnam zagęszczać wcześniej odciągane mleko

(zagęszczacz podawany Alicji przed jedzeniem powodował u niej j odruch wymiotny). 

I na tym moja laktacyjna przygoda się skończyła. 

Zmęczenie, chroniczne niewyspanie, stres spowodowały, że straciłam pokarm.

Może natura sama zadecydowała, że czas najwyższy by walkę zakończyć?

Po kilku tygodniach karmienia nienaturalnego okazało się, że mama jest bardziej wypoczęta i szczęśliwsza.

I dziecko też jest szczęśliwsze i jakby spokojniejsze. Choć na mleku modyfikowanym. 

By być stuprocentową mamą wystarczy dawać dziecku miłość i bliskość. Niekonieczne jest karmienie naturalne. 

Teraz to wiem. 

Moje dziecko jest szczęśliwe mimo, że nie karmione naturalnie. 

Ma szczęśliwą, kochającą mamę, która nie wyobraża sobie życia bez swojego dziecka. A to ważniejsze niż litry kobiecego mleka z przeciwciałami! 

Dlaczego zdecydowałam się napisać o tym na blogu? 

Bo mam dość religijnego traktowania karmienia piersią. Utykania kobietom, które z różnych powodów decydują się nie karmić naturalnie swojego dziecka.

Kobieta w tym czasie potrzebuje supportu od najbliższego otoczenia i słów otuchy, szczególnie od innych kobiet. Swego rodzaju "dasz radę", "widzę, że ci ciężko", "dzielna jesteś".

Mam dość oskarżających spojrzeń, kiedy otoczenie dowiaduje się, że już nie karmię piersią. Jakbym robiła krzywdę swojemu dziecku.

A tak w ogóle dlaczego osoby z zewnątrz interesuje jak użytkuję swój biust? Widząc kobietę z małym dzieckiem na ulicy nigdy nie zastanawiałam się czy karmi piersią, odciąga pokarm i butelką czy może mlekiem modyfikowanym.

"Nie dałaś rady".

Matki! Nie bądźcie sędziami. Nie dziwcie się, że nie zawsze karmienie naturalne przychodzi naturalnie. Nie dziwcie się, że można mieć chwile zwątpienia. Że mimo szczerych chęci, karmienie naturalne jest dla niektórych drogą przez mękę! I że czasem lepiej złożyć broń niż walczyć bez końca.