czwartek, 24 grudnia 2015

Świąteczny (?) wpis

Widzieliście tą reklamę co chłopiec zbiera pieniądze do słoika by w święta dać prezent dla swojego brata/siostry, który jeszcze w brzuchu? 

Bo zainspirowała go nakrętka od soku "daj coś od siebie".

Ja, matka, wcale nie zwolenniczka TV (i właściwie gdyby nie M. w ogóle w domu by TV nie było), chwilę przed świętami widzę tą reklamę w TV. 

I beczę na koniec. 

Te skurczybyki od reklamy wiedzą co zrobić by zrobić wrażenie. 

Wrażenie na odbiorcy, a tymi odbiorcami to pewnie głównie matki/ rodzice małych dzieci.


No, bo przecież  nigdy wcześniej nie wzruszyłabym się  na jakiejś reklamie. Ja rozumiem, może na jakimś wyjątkowym filmie, ale na reklamie?

O co chodzi?

bek? szloch? I to na reklamie... soku?

A propos soku i dietetycznego bloga, zwolenniczką soków też nie jestem. 

A czego jestem? Owoców i warzyw oczywiście.

Ja wiem... 5 porcji warzyw i owoców dziennie, z czego porcją może być też szklanka soku.

Ale w szklance soku nie ma błonnika, który wspomaga pracę małych jelit (dużych też ;)) oraz jest pożywką dla dobrych bakterii a co za tym idzie wspomaga odporność dziecka.

Alicja nie pije soków. Nie licząc pół szklanki soku z marchwi zrobionego z marchewki rosnącej na działce u dziadków. 

Nooo... wypija jeszcze sok z jabłka jak jej zetrę na tarce to wycieknie i zlizuje jak zje jabłko ;)

Pije wodę. 

Nie żadne gęste soczki piecierowe z toną cukru i przeznaczeniem dla małych dzieci (jednak reklama, o której pisałam to nie takich soków).


A propos reklam jeszcze.

Wyrabiając ciasto na pierniki, kilka dni przed świętami, widziałam kolejną reklamę. 

Dużej sieci marketów. Co chłopiec podgląda jak robić pierogi i potem robi rodzicom niespodziankę na święta w postaci własnoręcznie zrobionych pierogów.

Znowu bek! 

Mega wzruszenie...

hehehe.

Czy mi już tak zostanie? 



Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę Wam dużo miłości, rodzinnej atmosfery, pełnej wzruszeń (niekoniecznie podczas reklam) oraz smacznych świątecznych dań.


piątek, 4 grudnia 2015

Alergia!!!???

6:00 rano
"bababa, mamama, tatata"

Z elektronicznej niani wydobywają się Alicjowe rozmowy.

"Babababa babbbba"

Baba to pierwsze słowo (nie licząc "agu") jakie Alicja zaczęła mówić. Babcie dumne! Nieważne, że "babba" Alicja wołała na początku na wszystko. Głównie na kota ;)

Rozmawia tak 10 minut, po czym zaczyna się niecierpliwić i głośno woła "ejjjjj". Powoli podnoszę się z łóżka i idę do córki.

Gdy wchodzę do jej pokoju, Alicja stoi już w łóżeczku i patrzy w stronę drzwi. 

"Dzień dobry!"

"hahaha" - cieszy się. Pokazuje okno, zaraz do pokoju wpada kot, pokazuje na kota "tot, tot!"

Przytula się do mnie. Patrzę na córkę a ona cała czerwona na twarzy. Poliki jakby ktoś wytarł ją szorstka rękawicą  - czerwone i szorstkie. 

Po kilku godzinach kolor nieco blednie, ale po spacerze znowu cała czerwona.

Może to wiatr? Niby ją smaruję kremem przed wyjściem.

Kolejne noce niewyspane. 

Alicja płacze jest niespokojna w ciągu dnia. 

Ale tu powód znany: idą zęby!

4 na raz!

4 czwórki.

A propos ząbkowania. Zawsze w tym czasie współczuję rodzicom, których dzieci nie śpią w nocy. Alicja nie śpi właściwie tylko, gdy coś ją boli. Albo coś przeżywa, np. imprezę urodzinową - nie mogła sobie poradzić z ilością wrażeń ;) 

Przypominam sobie wtedy (wtedy = podczas ząbkowania) pierwsze 4 miesiące Alicji. Po 2 pierwszych miesiącach poszłam do kosmetyczki. Mówiła coś do mnie, pytała o zabieg... a ja w myślach: "przestań już mówić, nałóż mi na twarz co masz nałożyć, przykryj kocem i daj pospać!"
Haha! teraz po 3 dniach tez miałam ochotę wyjść gdzieś z dala od płaczącego dziecka, gdziekolwiek byleby zasnąć, choćby na szybkie pół godzinki. 

Tak pewnie ta czerwień polików to wynik ząbkowania. Prawdopodobnie szorstkość, bo się ocierała o wszystko, zwłaszcza jak szła spać tarła całą buzią o pościel. 

Ale to było 5 dni temu. 

Zęby wyszły! A poliki czerwone a do tego jeszcze bardziej szorstkie. Smarowane wazeliną, d-pathenolem. 

Alergia?

Teraz?

Jak to teraz? Na co?

Ona nie miała ostatnio wprowadzanych nowych produktów, praktycznie je już wszystko co może w jej wieku. 

2 dzień odstawiam produkty mleczne, tj. jogurt, sery. Bo alergia na mleko krowie jest najczęstszą. Jeśli po kilku dniach nie będzie żadnej poprawy to pewnie nie to. 

Może jajko? Też częsty alergen...

No, oby jednak to nie była alergia a tylko efekt uboczny ząbkowania dłużej się utrzymał.

Poczekamy, zobaczymy. 





wtorek, 24 listopada 2015

Zaparcia u maluszka - co robić?

Wiele mam boryka się z problemem zaparć u swoich dzieci. Te z nich, które karmią piersią często zastanawiają się czy to co jedzą nie wpłynęło w jakiś sposób na mały brzuszek. Absolutnie nie! To co jesz nie wpływa na to, że Twoje dziecko cierpi na zaparcia. 

Prawdopodobnie problem tkwi w zbyt małej ilości wody w diecie, a gdy dziecko jest starsze problem może wynikać też ze zbyt małej ilości błonnika pokarmowego. 

Gdy Alicja miała problem ze zrobieniem kupki, zaczęłam ją dopajać wodą. 
Wtedy, gdy zaczęła jeść mleko modyfikowane a zaraz potem też inne nowe jedzonko.  

Niemowlę karmione piersią nie potrzebuje żadnych dodatkowych płynów - mleko mamy jest wystarczające. Jeśli dziecko karmione wyłącznie piersią cierpi na zaparcia, zacznij Ty pić więcej wody. Możesz też przystawiać do piersi dziecko częściej na krótko - na początku karmienia mleko jest znacznie bardziej rozwodnione i spełnia funkcję picia. Jeśli to nie pomoże możesz zastosować się do poniższych.

Gdy karmisz dziecko mlekiem modyfikowanym i pojawia się problem zaparć możesz podawać dziecku wodę, zacznij od podawania wody o temperaturze ciała (ok 37 stopni). Wystarczy sama woda (nie dodawaj cukru czy glukozy - o zgrozo!). Jeśli to nie pomaga możesz przygotować słaby napar z kopru włoskiego - będzie pomocny także w przypadku wzdęć i kolek maluszka.

Spotkałam się też z tym, że mamy dodają nieco więcej mleka modyfikowanego na noc, by dziecko było najedzone i dłużej spało. Absolutnie tego nie praktykuj! Ilość mieszanki dodawanej do wody powinna być ściśle wymierzona według wskazań na opakowaniu. Nie można dodawać ani mniej mleka ani więcej mleka niż zaleca producent - to zagraża zdrowiu dziecka! 

Jeśli Twoje dziecko już jest starsze i nie je samego mleka, możesz tak zmodyfikować jego dietę by pozbyć się zaparć. Niektóre produkty mogą wzmagać zaparcia. Jest nim np. gotowana marchewka - tak częsty składnik pierwszych zupek. Również ryż oraz kaszki i kleiki ryżowe. Także jajko na twardo. Gdy dziecko ma zaparcia, nie podawaj ich. Z owoców unikaj owoców leśnych szczególnie jagód. 

Ale już surowa marchewka (np. drobno przetarta) może pomóc maluszkowi. Ruchy małych jelit zwiększy też szpinak czy brokuły, możesz śmiało dodawać je do obiadku, a gdy dziecko ma już odruch gryzienia podawać ugotowane brokuły do rączki. Alicja bardzo je lubi. Podobnie działają surowe owoce takie jak jabłko czy gruszka, np. przetarte na tarce. Ulgę małemu brzuszkowi przyniosą też suszone śliwki. Absolutnie nie podawaj tych wędzonych! Możesz wspomóc się przetartymi suszonymi śliwkami dostępnymi w słoiczku. 

Uważaj na przekąski typu biszkopty, wafelki czy chrupki - te wszystkie produkty zawierają zwykle sporo cukru, który wzmaga zaparcia. Uważam, że nie ma też żadnych przeciwwskazań by dziecko jadło ciemne, razowe pieczywo. Takie pieczywo zawiera więcej błonnika niż białe i naprawdę spokojnie możesz je podawać już przy wprowadzaniu nowych produktów do diety dziecka, jak tylko dziecko dostało już w swojej diecie gluten. Absolutnie nie musisz z tym czekać. Gdy zaczniesz od podawania dziecku białej "nadmuchanej" bułeczki ciężko później będzie zmienić jego nawyki i przyzwyczaić do bardziej charakterystycznego smaku ciemnego pieczywa. 

W przypadku starszych dzieci: pamiętaj, że "zaparciowo" działa czekolada i jej wyroby np. serek czekoladowy czy kakao. Również śniadaniowe płatki o smaku czekolady.

Ostatnio kupowałam pieczywo w innej piekarni niż zawsze (zazwyczaj piekę, ale mój zakwas się owił w pleśniowy kożuszek, gdy byliśmy na urlopie w.... sierpniu...). Mają miły gest dawania pieczywa dziecku. Miły gest. Fajna sprawa w sumie, nie spotkałam się z tym wcześniej. Szkoda tylko, że pieczywo, którym częstują dzieci jest słodką, białą bułeczką.

"Za bułeczkę dziękujemy"
"a co nie gryzie jeszcze?"
"gryzie, gryzie, ale nie słodkie bułki"

"matka wariatka" - szepnęła starsza pani stojąca za mną w kolejce.
;)




piątek, 20 listopada 2015

Jaka dieta dla dziecka z refluksem?

Kto czytał wcześniejsze wpisy to wie, że Alicja ma refluks. 

Podobno większość dzieci z refluksem to małe łakomczuchy. Tak uważa nasza pediatra. 

Nooo... Tak, tak. Alicja należy do tej większości.
Jest smakoszem. 
Smakoszem łakomczuchem :)

Podobno z dwojga złego: dziecko niejadek i obżarciuch, to ten drugi to żadne zło.
Jest to problem jednak, gdy dziecko ma refluks. 

Jedząc dużo nasila się problem refluksu.
Poza tym, jako dietetyczka, na ilości jakie potrafi zjeść Alicja czasem patrzę z lekkim przerażeniem ;) 
Naprawdę.

Dla przykładu: na 2 śniadanie zjadła ostatnio Babci 1/2 opakowania serka Bielucha, pół kromki chleba z masłem (je bez skórki, bo je tak łakomie, że skórką się krztusi!), kilka borówek i pół banana! A wczoraj na obiad pulpeta wielkości jej piąstki, ziemniaka, małą marchewkę i garstkę brokułów (moją garstkę!). Po zjedzeniu płakała, że chce jeszcze!

Próbowałam zmniejszyć jej porcje, ale wtedy okazało się, że budzi się w nocy z głodu. 
Więc zaprzestałam, słucham potrzeb jej małego organizmu.

Choć to naprawdę zadziwiające ile ten maluśki człowiek potrafi zjeść. Zwłaszcza teraz jak jest w ciągłym ruchu: non stop raczkuje, staje, próbuje chodzić.

No, ale miałam pisać o diecie w refluksie.

Przede wszystkim nie przekarmiać. Jednak ta zasada w praktyce jak widać nie wiadomo czy zawsze ma zastosowanie. Zgodnie z zaleceniami żywieniowymi to dziecko decyduje ile jeść. 

Druga ważna zasada to to, żeby nie podawać dziecku dużej ilości płynów po jedzeniu. Dziecko z refluksem (zresztą podobnie jak dorosły) nie powinno posiłków popijać i pić dużych ilości płynów zaraz po zakończonym jedzeniu. Popijanie zwiększa objętość w żołądku i tym samym wzmaga refluks. 

Poza tym posiłki powinny być dość gęste. W przypadku małego dziecka to nieco zaskakujące. Bo jak mleko ma być gęste? Teraz na rynku (no już od jakiegoś czasu) są dostępne środki specjalnego przeznaczenia tzw. zagęszczacze. Dzięki nim mleko tworzy gęstą galaretkę w żołądku i zapobiega cofaniu się treści pokarmowej. Miesza się je z wodą i podaje dziecku przed karmieniem piersią albo podaje do butelki do mleka. My wybraliśmy opcję nr 2, bo Alicja miała odruch wymiotny przy podawaniu tej gęstej galaretki przed karmieniem mlekiem. 

No, ale teraz Alicja nie jest już niemowlaczkiem.
Przecież skończyła ponad tydzień temu rok! Nie pije tylko mleczka już od połowy swojego życia.
No właśnie. Posiłki powinny być w miarę możliwości gęste. Kaszka im gęstsza tym lepsza. Na obiadek zupka dość gęsta. 
My preferujemy tzw. drugie dania. 
Zupki Alicji zawsze wylecą. 

Kolejna zasada to taka, by dziecko jadło w pozycji pionowej. Jako niemowlaczek jedzący mleczko powinien być w miarę możliwości trzymany w pionie. Nawet karmiony piersią. Da radę: pomocne będą poduszki "jaśki" oraz specjalistyczne do karmienia piersią. Ważne też, żeby nie kłaść dziecko spać zaraz po posiłku. Co w przypadku niemowląt jest dość trudne. 

Ja od pierwszych miesięcy Alicji stosowałam plan dnia, wg którego dziecko jadło po śnie/drzemce potem było aktywne natomiast później znów spało. Teraz wygląda to podobnie. I wydaje mi się bardziej naturalne niż kładzenie po jedzeniu dziecka spać. Nawet my dorośli po jedzeniu raczej jesteśmy aktywni niż idziemy spać. Choć możesz być innego zdania. 
Po posiłku dziecko nie powinno też intensywnie się bawić: nie ma ganiania się po domu, nie ma podrzucania, turlania, stania na rękach. Przez minimum 30 minut. Co przy takim małych, aktywnym bąblu czasem też jest nie lada wyzwaniem. 

Ważne jest też, żeby obserwować dziecko po czym nasila się refluks. U Alicji ewidentnie jest gorzej po wszystkim z kukurydzą. W sezonie kukurydzianym zrobiłam jej zupkę krem z warzyw i sporej ilości kukurydzy. Zjadła ją w kilka minut z zachwytem na ustkach "mniam, mniam" .

Niestety przez pół dnia potem zupka była wszędzie: na bodziaku, podłodze, kanapie, kocie...


Czy Twoje dziecko również cierpi na refluks? 
Jak sobie z tym radzicie? 
Czy wpis był dla Ciebie przydatny?











niedziela, 15 listopada 2015

Alicja ma roczek

Alicja ma roczek.

No i tak.

Minął rok odkąd Alicja jest z nami.

Sobotni ranek. 

Jej pierwsze urodziny.

Obudziła się i pije mleko. 

"om mniam mniam" mój mały smakosz.

Potem biegnie, jeszcze na czworaka, do zabawek, co chwila pokazuje mamie zabawki.

A ja robię swoje śniadanie i powoli szykuję się do pracy. 

Niebawem M. zabiera ją na drzemkę.

A ja zaczynam pisać do niej list.

Zanim się urodziła założyliśmy jej z M. skrzynkę - kiedyś dostanie do niej hasło. 

Równo rok temu pisałam do niej pierwszy list. Wtedy obie szłyśmy na drzemkę, ale gdy się obudziłam okazało się, że Alicja już wybiera się na świat. Wcześniej niż się spodziewaliśmy.

"Spełnienia marzeń Córeczko, dzieciństwa, które będziesz miło wspominać i już na zawsze tej radości z każdej nowo poznanej rzeczy!"

Alicja jest bardzo żywiołową, ciekawską, małą dziewczynką. Wszędzie jej pełno. 

Nie raz pod koniec dnia siadałam do Bloga, ale na tym się kończyło ;)

W lutym, po powrocie do pracy, zastanawiałam się czy prowadzenie bloga to nie porywanie się z motyką na słońce. 

Ale nie!

Teraz obiecuję sobie i Tobie Drogi Czytelniku, że będę pisać na Blogu częściej. 

Mam w zanadrzu temat o diecie podczas laktacji, chcę napisać o alergii dziecka karmionego piersią i o tym czy rzeczywiście dieta kobiety ma tak duże znaczenie jak się powszechnie uważa.

Ach no i trochę o diecie w szpitalach - jak to ma się do zaleceń w polskich realiach.

Mam zaczęty temat o tym jak dietą (i nie tylko) rozpędzić laktację.

I zamierzam napisać też więcej niż dotąd o wprowadzeniu stałych posiłków w diecie dziecka. 

O tym jak radzić sobie z problemami brzuszkowymi u dziecka: jaka dieta w zaparciach u niemowlaka, jaka w biegunkach.

I oczywiście o tym co je teraz roczna Alicja. Jak wygląda jej menu? Plus Alicjowe przepisy ulubione :)

Interesuje Cię inny temat, o którym chętnie  przeczytasz na Blogu? Pisz wiadomość na fejsbukowym fan page'u! Tutaj: www.facebook.com/foodarea.poradniadietetyczna/









środa, 30 września 2015

Karmisz piersią?

Karmisz piersią?

"Karmisz piersią?"

Czy wiecie jak często zadawane jest to pytanie mamie niemowlęcia? 

Nieważne czy ktoś cię dobrze zna czy właściwie wcale.

Znajoma, której nie widziałaś od lat kilku nagle zaczyna się interesować jak użytkuję swoje piersi.

Sąsiad gratulując potomstwa też jest ciekawy.

A na spotkaniu rodzinnym wszystkie ciocie pytają czy karmisz i są negatywnie zaskoczone, gdy już nie. 

Irytujące prawda?

Zdaję sobie sprawę, że nie dla każdego. 

Dla matki nie mającej problemów z karmieniem naturalnym swojego dziecka zapewne to i naturalne pytania.

Dla mnie były irytujące. 

"Na stówę źle przystawiasz dziecko. 
Bo karmienie naturalne ma przynosić przyjemność i jest całym dobrem dla dziecka i kobiety". 

Ale jak się okazuje są i wyjątki.

Spotkania z konsultantami laktacyjnymi. 

Złe przystawianie to jednak nie to.

Karmiłam piersią Alicję ok. 5 miesięcy. Tylko i wyłącznie piersią tylko 2 miesiące. 

Z perspektywy czasu widzę, że i tak dzielnie walczyłam. 

Te miesiące to były godziny wylanych łez. 

Dosłownie. 

To były najbardziej męczące miesiące mojego życia. Myślę, że też naszego rodzinnego życia. 

To była walka z brakiem snu, wycieńczeniem, bólem.

Każde przystawienie Alicji do piersi kończyło się łzami. Moimi. 

Dziecko ssało pierś a ja patrzyłam na zegarek ile czasu je, bym po ok 15-20 min. mogła je odstawić od piersi. 

Tak, tak! Alicja nie jadła tyle ile chciała. Zazwyczaj nie zasypiała błogo przy piersi. Nie dawałam jej szansy, bo nie byłam w stanie wytrzymać bólu.

I to nie pierwszy tydzień, dwa czy trzy. Tak było co najmniej 3 miesiące.

To były godziny spędzone z laktatorem.

Były tygodnie, kiedy ból był nie do wytrzymania, wtedy co ok 3 godziny, jak to ironicznie nazywałam, miałam romans z laktatorem. 

Włącznie z nocą. Alicja jadła o 3, więc ja wstawałam o 2. 

Potem o 5 rano, bo zwykle budziła się o 6. 

Potem o 8, bo o 9 jadła, itd. 8-10 razy dziennie. 

Średnio 4-5 godzin dziennie odciągania pokarmu. 

Oprócz klasycznego zmęczenia i niewyspania dochodziło, więc niewyspanie z powodu godzin spędzonych z laktatorem. 

Średnio jakieś 3 -4 godziny snu na dobę. Oczywiście nie ciągłego. Miesiącami!

Ale w tamtym czasie wolałam to niż ból, który odczuwałam podczas karmienia. 

Ból i złość. Bo nie daję rady, bo chcę a nie mogę i w końcu za jakie grzechy moje dziecko mnie tak rani.

Walka z samym sobą o to by karmić naturalnie.

Ja dietetyk i nie mogę karmić swojego dziecka jak chcę. Przecież sama namawiałam kobiety do karmienia piersią, mówiłam jakie to super zdrowe dla dziecka!

Ba!, nawet temat mojej pracy magisterskiej był powiązany z okresem laktacji.

I to zamartwianie się o opinie otoczenia. 

"Dlaczego odciągasz pokarm?"

I to ciągłe tłumaczenie się, dlaczego. Dlaczego nie mogę karmić swojej córki naturalnie. 

"Nadal cię boli? ile to już czasu?"

"Poboli i przestanie" - rady doświadczonych mam.

Byłam chronicznie niewyspanym kłębkiem nerwów.

Po ok 4 miesiącach nie dowierzałam, że w końcu, że nareszcie karmienie nie tyle, że sprawia mi przyjemność, ale po prostu nie boli!

Patrzyłam na moje dziecko, które błogo zasypia przy piersi i dziękowałam, że najgorsze mam już za sobą. I zadawałam sobie pytanie czemu tak długo to trwało? 

Ale przede wszystkim byłam dumna. Dumna, że wygrałam walkę.

Radość nie trwała długo, bo mniej więcej wtedy Alicja zaczęła niechętnie ssać pierś.

"Masz to na własne życzenie, przyzwyczaiłaś ją sama do butelki" - opinia jednej z doświadczonych w tym fachu mam.

No tak, mam to na własne życzenie!

Ale powodem było wcale nie moje własne życzenie, ale refluks. 

Okazało się, że muszę powrócić do czasu spędzanego z laktatorem. 

Bo by Alicja czuła się lepiej powinnam zagęszczać wcześniej odciągane mleko

(zagęszczacz podawany Alicji przed jedzeniem powodował u niej j odruch wymiotny). 

I na tym moja laktacyjna przygoda się skończyła. 

Zmęczenie, chroniczne niewyspanie, stres spowodowały, że straciłam pokarm.

Może natura sama zadecydowała, że czas najwyższy by walkę zakończyć?

Po kilku tygodniach karmienia nienaturalnego okazało się, że mama jest bardziej wypoczęta i szczęśliwsza.

I dziecko też jest szczęśliwsze i jakby spokojniejsze. Choć na mleku modyfikowanym. 

By być stuprocentową mamą wystarczy dawać dziecku miłość i bliskość. Niekonieczne jest karmienie naturalne. 

Teraz to wiem. 

Moje dziecko jest szczęśliwe mimo, że nie karmione naturalnie. 

Ma szczęśliwą, kochającą mamę, która nie wyobraża sobie życia bez swojego dziecka. A to ważniejsze niż litry kobiecego mleka z przeciwciałami! 

Dlaczego zdecydowałam się napisać o tym na blogu? 

Bo mam dość religijnego traktowania karmienia piersią. Utykania kobietom, które z różnych powodów decydują się nie karmić naturalnie swojego dziecka.

Kobieta w tym czasie potrzebuje supportu od najbliższego otoczenia i słów otuchy, szczególnie od innych kobiet. Swego rodzaju "dasz radę", "widzę, że ci ciężko", "dzielna jesteś".

Mam dość oskarżających spojrzeń, kiedy otoczenie dowiaduje się, że już nie karmię piersią. Jakbym robiła krzywdę swojemu dziecku.

A tak w ogóle dlaczego osoby z zewnątrz interesuje jak użytkuję swój biust? Widząc kobietę z małym dzieckiem na ulicy nigdy nie zastanawiałam się czy karmi piersią, odciąga pokarm i butelką czy może mlekiem modyfikowanym.

"Nie dałaś rady".

Matki! Nie bądźcie sędziami. Nie dziwcie się, że nie zawsze karmienie naturalne przychodzi naturalnie. Nie dziwcie się, że można mieć chwile zwątpienia. Że mimo szczerych chęci, karmienie naturalne jest dla niektórych drogą przez mękę! I że czasem lepiej złożyć broń niż walczyć bez końca.





środa, 8 lipca 2015

Ala ma kota.

Ala ma kota, a kot ma Alę ;)

"I co zrobisz z kotem?"

"Nic, a co mam zrobić?"

Dziesiątki razy zadawano mi pytanie co zrobię z moim pupilem w związku z tym, że jestem w ciąży i pojawi się w domu dziecko.

Dziesiątki razy.

Nie przesadzam. 

Po kilku razach to pytanie irytowało mnie na tyle, że za odpowiedź samo spojrzenie co poniektórym wystarczało ;)

A czemu było zadawane?

Prawdopodobnie dlatego, "bo kot to siedzisko bakterii zagrażających kobiecie w ciąży. Przez niego na pewno coś będzie nie tak."

"A jeśli jakimś cudem będzie dobrze, to na pewno po przyjściu na świat dziecka zagryzie je lub udusi we śnie."

Jeśli i Ty tak uważasz to ten wpis jest szczególnie dla Ciebie.

Albo jeśli jesteś w ciąży i jesteś skazana na takie komentarze to ten wpis także dedykuję Tobie.

Gdzie leży prawda?

Te bakterie, które rzekomo zagrażają dziecku w łonie matki to nie bakterie a pierwotniak o wdzięcznej nazwie Toxoplasma gondi, który wywołać może chorobę zwaną toxoplazmozą.

Koty (i inne kotowate) są tego pasożyta ostatecznymi żywicielami. To wie prawie każdy. 

Jednak o tym, że zarażenie od kota występuje niezmiernie rzadko już wie mało kto. 

Można powiedzieć nawet, że ten właściciel, który zachowuje podstawowe zasady higieny nie ryzykuje "złapaniem" pierwotniaka, nawet od kota, który jest nim zarażony. 

Po pierwsze zarażenie następuje poprzez zjedzenie inwazyjnych oocyst, które są wydalane z kupą kota. Mało tego: wydalona oocysta staje się inwazyjna dopiero po kilku dniach. Wystarczy więc czyścić kotu regularnie kuwetę i potem dokładnie umyć ręce. 

Po drugie koty wydalają oocysty tylko przy pierwszym zarażeniu pierwotniakiem, a okres wydalania inwazyjnych oocyst to 3-21 dni. Czyli nawet te koty, które są zarażone są właściwie bezpiecznym towarzyszem dla kobiety w ciąży. 

Reasumując: Te koty, które nosicielami nie są i nie wychodzą na dwór i nie są karmione surowym mięsem nie stanowią żadnego zagrożenia dla ciężarnej kobiety.  

A zarażamy się głównie jedząc nieumyte owoce i warzywa, surowe czy niedosmażone mięso (m.in. dlatego ciężarne nie powinny jeść surowego mięsa, uwaga na niedosmażone mięso z grilla!  koniecznie zakładaj rękawiczki do przygotowywania dań z mięsa) czy pijąc niepasteryzowane mleko od zarażonych zwierząt (m.in. dlatego kobieta ciężarna nie powinna pić niepasteryzowanego tzw."świeżego" czy tzw. "zimnego" mleka).

Obawa przed tym czy zwierzę zaakceptuje nowego członka rodziny zawsze istnieje. To normalne, nieważne czy to pies, kot czy świnka morska zwierzę jako "stary" członek rodziny może czuć się zazdrosne o małego krzykacza, któremu teraz całkowicie poświęcasz swój czas.

Dlatego w miarę możliwości znajdywaliśmy czas dla kota nawet po przyjściu na świat Alicji. 5 minut dziennie zabawy z kotem czy wzięcie go wieczorem na kolana nie jest przecież rzeczą niemożliwą. 

Z psami doświadczenia nie mam, ale jeśli chodzi o kota to on i  Alicja dogadują się super. Z własnego doświadczenia i z tego jak to wygląda u znajomych koty i dziecko to zgrany team. 

Alicja  na widok kota uśmiecha się szeroko. Gdy wchodzimy do mieszkania zawsze rozgląda się po podłodze, z której strony kot nadejdzie. Gdy nadchodzi ta krzyczy głośno i wyrywa się z rąk. 

Mam także wrażenie, że Dexter, bo tak się wabi nasz kot, lubi Alicję. Gdy siedzi w bujaczku ociera się o jej stopy. Podchodzi, siada blisko i patrzy jak Alicja bawi się na macie. Gdy była noworodkiem i jeszcze nie mieliśmy elektronicznej niani często przybiegał po nas, gdy Alicja płakała a my nie słyszeliśmy. Gdy mała jako miesięczne niemowlę miała infekcję Dexter wszedł do jej łóżeczka i spał w jej nóżkach. Żadnego kładzenia się na dziecku, lizania a tym bardziej gryzienia czy duszenia - sic!

Jakiś czas temu Alicja zaczęła go szczypać lub ciągnąć za ogon, więc częściej trzyma się z daleka. Mówimy Alicji, że tak mocno nie można głaskać kotka, ale 8- miesięczne dziecko nie kuma jeszcze o co chodzi w okazywaniu miłości. Mimo to Dexter ani razu jej nie ugryzł, nie podrapał. Co gdyby zdarzyło się z mojej strony na pewno zareagowałby bardziej agresywnie. A on mocniej złapany przez Alicję za sierść tylko miauczy. Wtedy wkraczam do akcji ja "nu nu nu Alicja, puść kotka, tak mocno nie wolno".








wtorek, 23 czerwca 2015

7 zębów do czegoś zobowiązuje

7 zębów do czegoś zobowiązuje ;)

"Dziś na obiadek będzie jarzynowa z kaszką jaglaną" - mówię do Alicji, która rozsiadła się wygodnie w swoim fotelu - bujaczku i szoruje dziąsła gryzakiem.

Siedmiomiesięczna już Alicja zjada dziennie 5 posiłków, z czego 2 są inne niż mleko.

Na śniadanie, zaraz po obudzeniu się, zwykle ok 6:30, pije mleko.

Na przekąskę między 10 a 11 je owoce lub owoce z jogurtem albo owoce i warzywa (np. kawałki brokuła, banana, gruszki), czasem mleko.

Obiadek przypada na ok. 15:00. Tu już są różne kombinacje.

Dziś np. zjadła gotowane jarzyny zmiksowane z ćwiartką ugotowanego na twardo jajka. Taka Alicjowa sałatka jarzynowa ;)

Zwykle gotuję jej zupkę, z kawałeczkiem królika (mięso gotuje osobno, wywar z mięsa wylewam) lub ryby.

Czasem do zupy dodaje kaszę mannę, jaglaną lub jęczmienną, rzadziej makaron.

W tym wieku można już dodawać do dań masło (z mleka) lub jak do tej pory olej (najlepiej taki o wysokiej zawartości kwasów z rodziny omega - 3 np. olej rzepakowy).

W wieku niemowlęcym nie ma konieczności ograniczania tłuszczu (olej czy masło!) w diecie, bo jest on niezbędny do prawidłowego rozwoju mózgu dziecka.

Olej dodaję w bardzo niewielkich ilościach po ugotowaniu zupki, natomiast masło, gdy zupka nieco ostygnie, przy miksowaniu.

Nie doprawiam dań.

W diecie niemowląt i małych dzieci nie powinno się używać soli, aby nie obciążać jeszcze niedojrzałych, małych nerek.

Ani cukru. By nie narażać dziecko na nadwagę, próchnicę czy niepotrzebnie przyzwyczajać do słodkiego smaku i kształtować nieprawidłowe nawyki.

Ale do niektórych zupek np. kalafiorowej dodaję koperek.

Potem już kolacja nr 1 ok 18:00 - mleko lub kaszka z dodatkiem mleka modyfikowanego i owocami (jeśli na 2 śniadanie było mleko).

Ala nadal je ostatni posiłek przez sen - teraz około 22:00. Ale odzwyczajam ją od tego - o czym będę pisać innym razem.

Przekąsek nie praktykuję. Nie widzę takiej potrzeby na razie.

Poza tym Alicja jest spora ;) waży 9 kg... nie widzę potrzeby zwiększania kaloryczności jej diety.

"No dobrze, to mama teraz obierze marchewkę" - pokazuję Alicji marchewkę a ta śmieje się i macha rączką uderzając gryzakiem o brzeg fotelika.

Takie gotowanie obiadku Alicji to żadna filozofia i trwa zwykle tylko ok. 15 minut. Obieram warzywa, siekam, wrzucam do minigarnuszka z wrzątkiem. Zanim warzywa się ugotują mamy jeszcze chwilę na pogawędkę.

"A Ty co robisz?"

"a gu gu a ge ge" odpowiada mała rozglądając się już niecierpliwie po kuchni.

"A wiesz? zaraz pójdziemy na spacer, a gdy przyjdziemy zjesz zupkę"

Siedmiomiesięczna Alicja je jeszcze zupki w postaci papki. Jak czasem trafi się kawałeczek mniej zmiksowanego mięska albo warzywa wypycha go z buzi językiem na brodę.

Dlatego jak tylko warzywa są miękkie miksuję zupkę.

No, ale 7 zębów do czegoś zobowiązuje! Alicja zjada gotowane warzywa, które podaję jej do rączki. Daję jej ugotowanego na parze, miękkiego brokuła, kalafiora czy marchewkę. Wcina aż wzdycha.

Do rączki dostaje też miękkiego, znienawidzonego na początku poznawania nowych smaków, banana. Teraz go uwielbia.

Twarde owoce nie wchodzą na razie w grę, bo Alicja potrafi zębami ugryźć całkiem spore kawałki, ale ich nie gryzie i niestety krztusi się.

Rynek znalazł na to sposób: siateczki na owoce i warzywa, które praktykujemy i my. Dziecko zasysa się wtedy w taką siatkę aż będzie pusta. U nas znalazły zastosowanie głównie podczas 2 śniadania.







piątek, 12 czerwca 2015

Lizak za olej lniany

Lizak za olej lniany

Podczas dzisiejszego spaceru z Alicją, przypadkowo usłyszałam rozmowę dwóch pań. Prawdopodobnie babć dwójki małych dzieci. 

"Choruje ci? daj jej olej lniany. Ja swojemu daję 2 łyżki dziennie. Wiesz tak z łyżki to niesmaczne jest, ale za lizaka albo batona wypiłby nawet i 3".

Tak się zastanawiam... czy nie wystarczy tego oleju lnianego dodać do sałatki? Czy trzeba wpychać dziecku łyżką? 

Że zdrowy jest to super, ale czy zdrowe jedzenie musi kojarzyć się z czymś niesmacznym i do tego wmuszanym? 

Którego zjedzenie musi być przekupywane toną słodyczy?

Jaki to ma sens?

To, że dziecko zje bogate w przeciwzapalne omega - 3, skoro zaraz dostanie zasypane cukrem albo i prozapalnymi tłuszczami trans? 

Ma to sens? 

Może wyda Ci się, że przesadzam.

Ale ja uważam, że nie ma tu nic przesady.

Wiem, że nagradzanie słodkościami może zakorzenić zły nawyk, który pozostaje na lata.

Znam dorosłych, którzy do tej pory wynagradzają się niezdrowym jedzeniem.

Nie raz spotkałam na swojej drodze zawodowej i nie dorosłe osoby, które za niepowodzenia lub sukcesy w życiu nagradzają się jedzeniem. Nierzadko słodyczami. 

Często to problem, dla którego zgłaszają się do dietetyka.

Często to problem, którego trudno się pozbyć i nad czym trzeba ciężko pracować.

Często to problem, który stał się nawykiem już w dzieciństwie.

My, dorośli nie zdajemy sobie często sprawy, że nasze zachowania, także żywieniowe, kształtują nasze dzieci. 

To one nas naśladują. 

I to my często popełniamy błędy nagradzając je lub pocieszając lizakiem.

Alicjo, obiecuje Ci, że nie będę nagradzać Cię za dobre zachowanie przysłowiowym lizakiem. 

Zawsze będziesz mogła na mnie liczyć, ale nie licz na to, że gdy będzie Ci źle obsypię Cię słodyczami ;)

Są inne, lepsze sposoby na radzenie sobie z niepowodzeniami. 

Pudełko czekoladek czy lodów do nich nie należy.

A z dziadkami porozmawiam, przekonam, a jeśli trzeba będzie zabronię pocieszania czy nagradzania jedzeniem. 


czwartek, 7 maja 2015

Dorosłe niemowlę

Dorosłe niemowlę

Niedawno, podczas spaceru z Alicją, spotkałam koleżankę z licealnej klasy. Dwa miesiące temu urodziła córkę. Zajrzałam do wózka. Maleństwo! Aż nieprawdopodobne, że Alicja była taka malutka! 

Jej córeczka śpi grzecznie w gondoli owinięta w kocyk. Podczas gdy Alicja jedzie już w swojej dorosłej spacerówce i wymachuje rączkami. Słucha co do niej mówię, opowiadam jej gdzie idziemy, co będziemy robić. Czasem słucha z uwagą, ale na spacerze częściej ma to w nosie. Wtedy są fajniejsze sprawy: drzewa, kwiatki, kaczki, inne dzieci.

Moja córa już niebawem skończy pół roku. Jest już "dorosłym" niemowlęciem. Gdy mówię patrzy w moją stronę, Przygląda się, rozmawia. Oczywiście swoim językiem. 

Swój słownik wzbogaciła ostatnio o wiele nowych dźwięków. Podczas spaceru często zachwyca się listkami na drzewie głośnym, piskliwym "aaach!" 

Opowiadam jej często co robię np. "teraz obiorę ziemniaka do Twojej zupki" ona na to odpowiada "a guuu, mememe" ciesząc się i pokazując zęby.

Tak! Alicja ma już 4 zęby! Niedawno wyszły górne jedynki :) Mama dumna. Tata dumny. Alicja też. Choć ząbkowanie to nienajspokojnieszy czas i dla niej a co za tym idzie i dla nas. 

Pół roku to czas, przez który można doskonale poznać swoje dziecko. Wiem kiedy jest zmęczona, kiedy senna, kiedy ma dość zabawy lub chce zmiany otoczenia. 

Niespełna 6 miesięczne dziecko ma już swój rozumek. 

Dorosłe niemowlę już nie tylko leży, śpi i płacze. Dorosłe niemowlę potrafi już złapać zabawkę, przekładać ją z rączki do rączki, rzucić nią. Dorosłe dziecko potrafi uszczypnąć, złapać mocno za włosy mamy i nawet kilka wyrwać.

Dorosłe niemowlę już wie czego chce. 

Rano uwielbia zabawy z lustrem, w którego dobiciu rozpoznaje siebie. Kocha, gdy jest całowana w stópki. Śmieje się wtedy w głos. Uśmiechem obdarzy każdego kto głośno do niej cmoknie. 

Naśladuje dźwięki mamy, gdy ta śpiewa przebierając ją co rano i wieczór. 

Ostatnio wywija na macie, to z plecków na brzuszek to z brzuszka na plecki. 
Dorosłe niemowlę usiłuje siadać, gdy leży. I wstawać gdy siedzi na kolanach u rodziców. 

Rano już nie budzi się z krzykiem. 

Za to śmieje się i gaworzy. Dopiero po pewnym czasie woła mnie krzycząc "ej noooo!" 

Wtedy wchodzę do jej pokoju a ona czeka z uśmiechem na ustach wyciągając do mnie rączki.

Śpi też całą noc jak przystało na dorosłe niemowlę. Po pierwszych kilku miesiącach płaczu i krzyku Alicji i nieprzespanych nocach wiem, jakie mam teraz szczęście. I wiem, że niejedna mama nawet starszego dziecka mi zazdrości. 

Mała zasypia ok 19:30, po kąpieli, którą uwielbia. I tak przesypia całą noc aż do 6, czasem i 7. 

No! z przerwą na 2 kolację, którą zwykle podaję Alicji przez sen ok 23:00. Jeśli zasnę lub nie usłyszę budzika wtedy żywy budzik przypomni o sobie ok. 1 lub 2 w nocy.

Jak to dorosłe niemowlę Alicja je co ok. 4 godziny. Dzień zaczyna od mlecznego śniadania przed 7:00, potem je 2 śniadanie po krótkiej drzemce ok 11:00, obiad ok 15:00, kolację ok 18:00 i 23:00. 

Nadal je cztery posiłki mleczne i jeden "dorosły". Zwykle "dorosłym" posiłkiem jest obiadek. 

Dziś był to królik z marchewką i ziemniaczki z koperkiem (1/2 niedużej marchewki ugotowałam w niewielkiej ilości wody z kawałkiem wielkości łyżeczki mięsa z uda królika, po ugotowaniu zmiksowałam. W drugim mini garnuszku ugotowałam 1/2 małego ziemniaka, którego po ugotowaniu zmiksowałam z koperkiem).

Jak na dorosłe dziecko przystało Alicja ma już swoje ulubione smaki. 

Jak dotychczas najbardziej lubi marchewkę, pasternak, brokuły, buraki, jabłko, gruszkę.

Wiem, że nie przepada za bananem, kukurydzą i kleikami ryżowym i kukurydzianym.

Jutro spróbujemy kaszy jaglanej w zupce jarzynowej. 

A potem mama ma plan na kaszkę gryczaną :)







wtorek, 28 kwietnia 2015

Kolki i inne potworki

Kolki i inne potworki...


"3 miesiące są najtrudniejsze" - pewnie słyszeliście to nie raz. Ja też słyszałam. 

3 miesiące... kiedy na świecie pojawiła się Alicja wizja 3 miesięcy wydawała mi się wiecznością.

To tak będzie jeszcze 3 miesiące? - nie dam rady!

Zaraz po porodzie następuje trudny czas. Ciężki zarówno dla kobiety jak mężczyzny. 

Kobieta musi poradzić sobie z bólem, słabym jeszcze ciałem, zmęczeniem, opieką nad dzieckiem. Jest motana przez hormony.

Trudno ma tez mężczyzna, który musi stanąć na wysokości zadania. Wesprzeć swoją kobietę, pomóc w opiece nad dzieckiem, ogarnąć dom, przygotować obiad i być odporny humory obolałej i motanej hormonami kobiety.

Do tego wszystkiego dochodzą nieprzespane noce. Przygody z kolkami dziecka. 

U Alicji po 2-3 tygodniach zaczął się problem z usypianiem. Zasypiała tylko w pozycji pionowej, na ramieniu, jak do odbijania. Budziła się z krzykiem jak tylko próbowaliśmy odłożyć ją do łóżeczka. Gdy nadchodziła pora jej drzemki, mnie ze stresu bolał brzuch. Ona płakała, płakała, płakała. Ja śpiewałam, nosiłam, tuliłam. Wszystko na marne. 

Nie znosiła wózka i spacerów. Bo tu też musiała leżeć. Poza tym ubieranie w kombinezon to najgorsze zło jakie mogło spotkać Alicję ;)

Walkę z kolkami zaczęłam od przyjrzenia się swojej diecie. Zapisywałam co jem i obserwowałam dziecko, by wyciągać na tej podstawie wnioski. Czy jakieś były? Alicja źle reagowała po cebuli i czosnku, którego starałam się unikać od samego początku. Czasem korzystaliśmy z obiadów mam i wiedziałam, że w daniu choć nie było czuć, musiał być choć niewielki dodatek cebuli lub czosnku. U małej nasilały się bóle już właściwie po następnym karmieniu. Próbowałam też niejedzenia grupy produktów mlecznych - nie dało to rezultatów. Poza tym masowaliśmy brzuszek, ogrzewaliśmy, robiliśmy gimnastykę nóżek, ratowaliśmy się espumisanem dla dzieci, Właściwie wszystkie czynności nie dawały znaczącej poprawy. Mała płakała, my bezsilni, zmęczeni... 

Potem doszedł problem z refluksem. Prawdopodobnie był wcześniej. Pewnie dlatego tak bardzo nie znosiła leżeć. Być może już od początku kwaśna zawartość żołądka wracała jej wtedy do przełyku i ja bolało. Zdarzało się, że mała podczas nocnego karmienia zasypiała przy piersi. Ale wtedy odłożenie jej do łóżeczka skutkowało tym, że ulewała. Strach przed zakrztuszeniem. Ile to razy sprawdzałam w nocy czy mała oddycha, bojąc się tego, czego teraz nie jestem w stanie nawet powiedzieć. 

Gdy zdiagnozowaliśmy, że to refluks, lekarz polecił nam zagęszczanie mleka specjalnym zagęszczaczem. Nieco to pomogło, ale tylko wtedy gdy był dodawany bezpośrednio do mleka a nie podany przed posiłkiem w postaci papki. Dlatego codziennie musiałam odciągać pokarm. To dodatkowe średnio 6 godzin spędzone z laktatorem. Właściwie nie spałam.

"Wyśpij się z zawczasu, bo potem nie będziesz mieć kiedy" - tak mi radzono. Oczywiście nie da sie wyspać zawczasu. Tym bardziej w ciąży. Wie to każda kobieta, która w niej była i której wielki brzuch i bóle pleców nie pozwalały na swobodne ułożenie się w łóżku. I do tego dochodzą pobudki co godzina dwie do toalety... ;)

Problem bezsenności. Przynajmniej dla nas był chyba największy. Zmęczone ciało domaga się snu, a płaczące dziecko noszenia na rękach. Przez pierwsze tygodnie, kiedy doszło jeszcze odciąganie pokarmu, spałam po 2-3 godziny na dobę. Byłam tak wyczerpana, że musiałam wszystko zapisywać. Kiedy Alicja jadła, ile ml, czy robiła kupę, czy miała drzemkę, bo nic nie pamiętałam. Dzień wyglądał jak noc, noc jak dzień. Czekałam aż M wróci z pracy, żeby choć na chwilę móc wyjść z domu, na 5 minut, przejść się lub położyć i błogo zasnąć, Gdy wracał późnym wieczorem, ja czułam się jak zombie. 

Wstawałam co ok 3 godziny by odciągnąć pokarm, by potem dać małej, która od razu nie zasypiała, trzeba było ja godzinę dwie nosić  w pionie. Jadła ok 8 razy na dobę, więc i tyle razy musiałam odciągać mleko. Po pewnym czasie zaczęłam tracić pokarm - dało o sobie znać zmęczenie i brak snu. Zaczęłam "ratować sie" mlekiem modyfikowanym. 

Teraz gdy wspominam tamten czas, wydaje mi się, że kobietę w tym okresie nic nie zniszczy. Ból, niewyspanie, ekstremalne wyczerpanie. 

Ale i szczęście. Szczęście, gdy mała przytula się i mruczy. Gdy patrzy w moja stronę nic jeszcze nie widzącym wzrokiem. Gdy odwraca główkę w moim kierunku gdy słyszy mój głos. Gdy łapie tą maluśką dłonią za palec. Gdy błogo zasypia przy piersi.

Najtrudniejsze są pierwsze 3 miesiące.

Tak to prawda.

Nie na marne niektórzy nazywają ten okres 4 trymestrem.

U nas te 3 miesiące trwały nawet 4... może z racji tego, że Alicja przyszła na świat 3 tygodnie wcześniej...?

Najtrudniejsze są te pierwsze miesiące.

Później jest już tylko lepiej. 











środa, 15 kwietnia 2015

Rozszerzanie diety niemowlęcia

Rozszerzanie diety niemowlęcia 

Kilka dni temu Alicja skończyła 5 miesięcy.

To nieprawdopodobne jak ten czas szybko leci.

Alicja jest już dużą dziewczynką – i to dosłownie!

Waży ponad 8 kg i jest długa na ok. 72 cm!

Przesypia już całe noce (no, poza małymi wyjątkami, do których zalicza się ząbkowanie), śmieje się w głos, gaworzy (mamy z niej ubaw), a nawet śpiewa.

Budzi się i woła mnie do siebie głośnym, coś jak „yh yh, Ejjj!”.

A gdy wchodzę do jej pokoju uśmiecha się szeroko pokazując dziąsła, a od dwóch tygodni także 2 dolne jedynki, macha nóżkami i rączkami we wszystkie strony – nie chowa radości.

Od niecałego miesiąca poznaje nowe smaki.

Dietę dziecka w tym czasie można rozszerzać, jeśli widzi się taka potrzebę.

Zawsze sądziłam, że będę ją karmić piersią do 6 miesiąca.

Ale życie zweryfikowało moje plany.

Obecnie Alicja oprócz mojego pokarmu dostaje mleko modyfikowane i poznaje inne smaki – o czym pisałam już wcześniej.

Zaczęłam od wprowadzania warzyw.

Bo są mniej słodkie od owoców i mają mniej niż one wyrazisty smak. Bo gdy dziecko teraz pozna smak warzyw, wtedy łatwiej je zaakceptuje w życiu dorosłym.

Na pierwszy ogień poszła marchewka.

Ze słoiczka.

Dlaczego?

Bo jest wczesna wiosna i taka marchewka jest bezpieczniejsza od tej kupionej w warzywniaku.
Ale koniecznie renomowanej firmy, gdzie marchew jest przebadana na zawartość azotanów.

Marchew pochodząca z niekontrolowanych źródeł, zwłaszcza ta dorodna, duża albo bardzo młoda – może zawierać wysokie stężenia azotanów, które uszkadzają hemoglobinę prowadzi do niedotlenienia i zagraża zdrowiu a nawet życiu dziecka.

Alicja próbowała też dyni – zarówno tej z mamusiowego zamrażalnika jak i ze słoiczka.

Brokuł. Pasternaka. Ziemniaka (ugotowanego), jabłka (surowego i ugotowanego).

Póki co nie ma warzywa, którego by nie polubiła.

Na dniach spróbuję z zupką jarzynową.

Alicja zasmakowała też już kleiku ryżowego.

A niebawem wprowadzamy gluten.

Z tym glutenem to jest niezłe zamieszanie odkąd pamiętam.

W 2009 roku weszły kontrowersyjne w tamtym czasie zalecenia, by u niemowląt karmionych piersią wprowadzać gluten do diety miedzy 5 a 6 (nie później) miesiącem życia. W małych ilościach, najlepiej w przecierze jarzynowym lub mleku kobiecym.

Te zalecenia były w porównaniu do dotychczasowych kontrowersyjne, bo zalecały wcześniejsze wprowadzanie glutenu. W obecnym schemacie żywienia niemowląt zasady wprowadzania glutenu do diety dziecka wyglądają podobnie.

W 5 – 6 miesiącu wprowadzić do diety dziecka można także mięso, jajo (całe jajo a nie jak to było wcześniej żółtko) i sok 100% przecierowy bez cukru.

Jajko i mięso nie mogą być oczywiście podawane dziecku surowe! Choć wątpię, by ktoś w takiej formie zdecydował się podawać je dziecku.

Można dodawać je do zupki czy przecieru warzywnego.

U nas na pierwszy rzut pójdzie mięso z królika.

Ja wiem, że to śliczne, mięciutkie stworzenie...
Jest też najmniej alergennym mięsem. A jeśli ktoś ma dostęp ze sprawdzonej hodowli … a u nas
Dziadek hoduje dla Alicji… ;)

Oczywiście podstawą żywienia dziecka w 5-6 miesiącu nadal pozostaje mleko.


Niemowlę powinno jeść teraz 5 posiłków, z czego 4 to posiłki mleczne. 

wtorek, 31 marca 2015

Moja pierwsza łyżeczka

Moja pierwsza łyżeczka

2:00 w nocy

Z niani elektronicznej (takiej na wypasie co mierzy temperaturę w pokoju dziecka i służy jako lampka nocna) wydobywają się dźwięki:

"Szczszczszcz..." "e, e, e, łeee" 

Czekam.

Może zaśnie.

"e, e, e, łeee" 

Nie... nie zaśnie.

Idę.

Mała głodna.

Znowu.

A jadła kolację ok 22:00.

Kolejną noc budzi się na jedzenie, a przecież przesypiała już do rana, zwykle 5 czy nawet 6:00.

No, ale od kilku tygodni dopiero co jest w swoim pokoju. Więc może to jest powód?

Myślę jednak, że Alicja budzi się nie z powodu nowych zmian w jej życiu, ale powodem tego jest głód.

Czyżby samo mleczko już dziecku nie starczało?

Od jakiegoś czasu non stop pcha rączki do buzi.

Jak jemy posiłki zagląda nam do talerzy, często marudzi, gdy widzi, że jem. Mimo, że dopiero co skończyła swój posiłek.

Dlatego postanowiłam o urozmaiceniu diety Alicji.

Alicja jest już dużą dziewczynką ;)

7 kwietnia skończy 5 miesięcy.

2 tygodnie temu postanowiłam dać jej pierwszy stały posiłek. 

Padło na marchewkę.

I póki co marchewka jest jej ukochanym posiłkiem.

Póki co też skończyły się (z małymi wyjątkami, o których przyczynie piszę na końcu) nocne pobudki! :)

W środę 18 marca na lunchowy posiłek Alicja dostała swoje pierwsze puree marchewkowe. 

Na sam początek niedużo, bo 2 łyżeczki do herbaty. 

Ze względu na porę roku, wybrałam słoiczek. Bo przebadany, bo z uprawy ekologicznej. 

Babcia z dziadkiem zasiali wczoraj marchewkę na działce, więc jeszcze trochę a będziemy mieć własną, bez nawozów i spryskiwania.

Pierwszy posiłek przebiegł tak, że nie nadążałam podawać dziecku dania. 

Mała złościła się i płakała, bo mała główka jeszcze nie kuma, że trzeba marchewkę nałożyć na łyżeczkę zanim się ją weźmie do ust i zje. 

A, gdy marchewka się skończyła, mała tak piskiem pokazała swoje niezadowolenie z tego faktu, że kilka minut musiałam ją uspokajać! ;)

Marchewkę jadła przed kolejne dwa dni. 

Potem 1 dzień przerwy (tj. na samym mleku) i następnie dynia, którą również uwielbia, aczkolwiek marchewka jest nadal numer jeden.

Kolejnym warzywkiem Alicji były brokuły. 

Zakochana jest w brokułach (ma to po mamusi) od pierwszej łyżeczki.

Dziś przypadł dzień na marchewkę. Zjadła już więcej. Myślę, że w ogóle dużo jak na niespełna 5 miesięczne dziecko, bo 125g. 

I oczywiście na koniec był pisk i płacz, bo jedzenie się skończyło - normalka, jeśli na obiad jest marchewka.

Śmiesznie wygląda jak je, bo zlizuje zawartość z łyżeczki. 

Ale już niedługo, Jak takim tempem będzie się rozwijać to już bardzo niedługo będzie gryźć!

Alicja od soboty ma zęba, a od dziś nawet dwa!

Witamy ząbki Alicji :) Dwie dolne jedynki. 




piątek, 13 marca 2015

Diagnoza: REFLUKS

Diagnoza: refluks

3 miesiąc Alicji.

1:00  w nocy

„aaaa łeeee” mała znowu nie śpi.

- znowu głodna?

- niemożliwe, niedawno jadła.

„aaaa łeeee” przez następną godzinę staram się uspokoić dziecko. 

Kładę na niej dłoń szepczę „szszszsz”. 

Nie pomaga. 

Biorę na ręce, tulę. 

Nie pomaga. 

Śpiewam.

Nie pomaga. 

Cała czerwona zanosi się od płaczu.

Kolki? Już je pożegnałyśmy,

Mała chyba jednak jest głodna. Zwija rączki w pięści i pakuje do buzi. 

Ociera się o mnie, ssie mi szyję i wszystko co znajdzie się w pobliżu jej ust.

- a jednak, chce jeść.

Siadam, owijam Alicje w kocyk. 

Daję jeść.

„omomomom” Mała je przez najbliższe 20 minut.

Tak, a jednak to był głód.

Zmylił mnie rodzaj płaczu. Poza tym, przecież jadła 2 godziny temu…

Odbijamy.

Alicja nigdy nie miała z tym problemu. Ledwo przełoży się dziecko przez ramię a od razu słychać głośne "bek"

Po chwili jednak mała wydaje z siebie przeraźliwy pisk.

„chlust!”

Chlusta.

Dosłownie, jak w scenach z horrorów.

To już nie „zwykłe” ulewanie.

Znów pisk. Mała cała czerwona.

„chlust!”

Pół kołdry mokra.

Naszej. Dużej kołdry.

Zjadła pewnie z 150 ml mleka i sądząc po ilości całość zwróciła.

Bidulka.

Kolejne dni i noce wyglądają tak samo.

Mała je niespokojnie.

Cały czas jest niecierpliwa.

Wierci się. Uderza główką na boki.

Nie lubi leżeć. Po pół godziny budzi się z piskiem.

Co chwila coś przeżuwa – to pokarm, który zwraca jej się do ust.

Piszczy.

Płacze.

Są chwile, że ja wraz z nią.

Z bezsilności.

Diagnoza: refluks.

Typowe objawy: niespokojne jedzenie, płacz, chlustanie.

Diagnozę potwierdza lekarz.

Leczenie?

Leki zobojętniające pH w żołądku.

Ułożenie w łóżeczku pod minimum 30 stopniami (w tym celu można użyć specjalnego klinu pod 
materacyk lub podłożyć książki pod nóżki łóżeczka).

Karmienie w pozycji pionowej.

Zagęszczanie pokarmu.

Można podawać zagęszczacz przed karmieniem. Ale problem pojawia się, gdy dziecko karmione łyżeczką  zagęszczaczem o konsystencji gęstego kisielu ma odruch wymiotny, jak Alicja.

Można też sporządzona z zagęszczacza papkę nałożyć na sutek przed karmieniem. Niektóre egzemplarze jednak, jak Alicja, wtedy odrzucają pierś.

I wreszcie można zagęszczacz podać do mleka. Jeśli dziecko karmione jest piersią trzeba to mleko najpierw odciągnąć.

Zagęszczam pokarm.

Znów jestem zmuszona więc na romans z laktatorem.

Pierwszy raz, gdy przez pierwsze tygodnie ból przy karmieniu był dla mnie nie do wytrzymania.

Potem, gdy okazało się, że Alicja nie toleruje laktozy - częsta przypadłość niedojrzałego przewodu pokarmowego, szczególnie u dzieci urodzonych przed planowanym terminem jak Alicja.

Wtedy odciągałam pierwsze mleko, w którym najwięcej jest laktozy i wylewałam. 

Ten kto wynalazł laktator powinien dostać Nobla (zaraz po tym, kto wynalazł zmywarkę do naczyń ;)

Dla niewtajemniczonych: Laktator to takie urządzenie, które pozwala matkom karmiącym piersią powrót do pracy czy wyjście na kawę bez potomka u piersi i bez konieczności karmienia go w tym czasie mlekiem modyfikowanym.

Więc teraz odciągam pokarm a potem dodaję do butelki zagęszczacz.

Alicja je 5 -6 razy na dobę. Tzn., że aby odciągnąć wystarczająca ilość pokarmu na jej posiłki potrzebuję dziennie ok 3 godzin spędzonych z laktatorem.


Walczymy.

środa, 21 stycznia 2015

Oby się tylko nie obudziła

„Oby się tylko nie obudziła”

5:30

Wstajemy.

M. do pracy, ja pędem do kuchni na śniadanie życząc sobie, żeby tylko Alicja nie wstała wcześniej. 

Jadła o 3, wiec teraz powinna jeść o 6.

Śmiejemy się to nasz indywidualny budzik. Jada regularnie co 3 godziny. 

Jak mama ;)

Głód potrafi ją wybudzić z najgłębszego snu. Budzi się wtedy z gruźliczym płaczem – pokasływaniem „e e e” po czym po chwili dochodzi „łeee”. 

Czasem jeszcze zanim otworzy oczy.

Ale zanim córa zje, zjeść musi mama.

W okresie karmienia piersią zapotrzebowanie na energię wzrasta i to całkiem sporo, bo o 505 kcal dziennie. To taki dość spory obiad więcej dziennie J 
Jak dotychczas moje zapotrzebowanie to ok. 2300 kcal to teraz niewiele ponad 2800 kcal. No całkiem sporo. Więc to jeden z wielu argumentów, że czas na jedzenie trzeba znaleźć.

A na większość witamin i składników mineralnych zapotrzebowanie wzrasta teraz wielokrotnie. 
Dlatego tak ważne w tym czasie jest urozmaicone menu, bogate w produkty ze wszystkich grup, a przede wszystkim niskoprzetworzone jedzenie, warzywa i owoce.

Teraz jest zima, wiec trudno o dobre świeże warzywa, a jeśli są to nie czuć ich smaku. No taki pomidor. Uwielbiam pomidory, ale jak dla mnie w okresie zimowym smakują słabo. Zajadam się wiec mrożonkami: brokułami (ku zmartwieniu M.), fasolką szparagową a na świeżo, w sensie nie mrożonkami, naszymi korzeniowymi warzywami co nie straszna im zima: marchewką, burakami i pietruszką. A i jeszcze kiszonki – ogórki made by mama ;)

Od czasu ciąży bardziej wpadają mi w gust smakowy owoce niż warzywa. I tak codziennie są jabłka i gruszki. I winogrona bezpestkowe muszą być!

Oby się tylko nie obudziła.

Nastawiam wodę. 

Dopiero odkąd jest Alicja używam czajnika elektrycznego. Bo tak jest szybciej.

Otwieram lodówkę, wyjmuję wczoraj ugotowane na twardo jajko, obranego ze skórki pomidora, masło. 
Wszystko przygotowane. Zjeść teraz = potrzeba wcześniejszej organizacji. 

Smaruję chleb. Obieram jajko, kroję na kawałki.

No nareszcie, mam śniadanie.

Zalewam kawę. Zbożową.

Jem.

Oby się tylko teraz nie obudziła…

Przy odrobinie szczęścia nastawiam garnek z mlekiem i gotuje owsiankę. Będzie w sam raz na drugie śniadanie.

Jak wspomniałam- żeby zjeść trzeba się wcześniej zorganizować ;)

Jest 5:45. 
Oby się tylko nie obudziła. 

Idę się do łazienki, zazwyczaj o tej porze udaje mi się tylko umyć zęby i nastawić pranie zanim usłyszę gruźliczy płacz Alicji.

„e, e, e, łeeee”. 

Raz, drugi, trzeci.

Staję nad łóżeczkiem: „Cześć kochanie, jak się spało?” W odpowiedzi „e, e, e, łeee” co w tłumaczeniu znaczy „nie pytaj, daj jeść”;)

Podczas jedzenia córa zwykle dopiero mnie zauważa. 

Łapiemy się wzrokiem. Słyszę „om om om” błogo stęka i  głośno połyka. 

„Smacznego malutka”. 

Musi jej chyba smakować.

Odbijamy. 

Gdy głośno beknie ma uśmiech od ucha do ucha.

„Na zdrówko kochanie”

Potem przewijanie.

A na przewijaku niejednokrotnie świetna zabawa. Alicja od kilku dni mówi „a-guuu”. 
Odkąd załapała to ciągle powtarza. Zdarza jej się jeszcze „e-jooo”. 

„Brawo córcia, jeszcze raz!” skupienie. „a-guuu”. 

Błysk w oku. 

Jak każdy uwielbia być chwalona.

Zwykle po godzinie córka daje znaki zmęczenia. 

Śmiejemy się, ze wtedy miałczy. Ma dość wrażeń. 

No to teraz usypianie.

Gdy zaśnie zwykle zostaje jakaś dobra godzina do następnego karmienia. 

Jak by to powiedziała moja znajoma, mama półrocznej dziewczynki „jak śpi, ogarniam życie”. 

Wiec ogarniam życie a czasem się zdrzemnę w tym czasie co ona. Zwykle jednak sprawdzam maila, odpisuje na listy, robię listę zakupów, planuje obiad. 

Ach! no i jem owsiankę.

Mała o godzinie punkt 9 zaczyna swoje pokasływanie nawołując mnie do siebie na posiłek. 

Na jej posiłek. 

Mój zegareczek :)