środa, 24 sierpnia 2016

Chrupek, ciastko? Nigdy! A jednak

Ej. 
Jak byłam w ciąży, czyli dawno temu ;) to sobie tak myślałam, że moje dziecko nie tknie ani chrupka, ani słodycza (w sensie badziewnego słodycza sklepowego naładowanego chemią, cukrem i syropem fruktozowym) do co najmniej czasów przedszkola. Przedszkole: wiadomo: dziecko widzi jak inne dzieci jedzą to i tamto, to czemu i ono ma nie spróbować. Z drugiej strony liczyłam, że skoro moje  -wychowane bez cukru i badziewia, to nie będzie mu/ jej smakować takie jedzenie. Serio tak myślałam. W sumie to nadal gdzieś widzę tego sens...

No, ale...co ja tu chciałam...
No tak.

Te "co najmniej czasy przedszkolne" mają miejsce teraz. Zanim Alicja poszła nawet do żłobka. 

Bo nie wzięłam pod uwagę jednej sytuacji. Placu zabaw!

Placu zabaw, gdzie Alicja świetnie się bawi i rozwija swoje umiejętności interpersonalne ;)

A dzieci na placu zabaw jedzą wszystko. Uwierzcie. Nawet takie w wieku Alicji. Żelki, chipsy, cukierki, gumy rozpuszczalne, lizaki to normalka... i te cholerne chrupki kukurydziane, których smak zna każdy dzieciak. No i o chrupki się rozchodzi. Alicja teraz też już je chrupki kukurydziane. Bo widząc jak dzieci jedzą wokół po prostu od wejścia do sklepu krzyczy "tam!!! dam!!! mama!!! dam!!!" co znaczy w tłumaczeniu "Widzę chrupki, daj mi je mamo!"

A więc matka (ja) kupiła raz i drugi. 

Ale Gośka! stop! Nie przesadzaj! - Sama sprowadzam się na ziemię. 

Przecież Alicji nic nie będzie jak zje raz w tygodniu chrupka czy wyssie tubkę owoców znanej marki. Nie jada cukru jako takiego, badziewnych kaszek, innych słodyczy, nawet budyń robisz jej sama, więc wyluzuj, daj dziecku żyć!

A i dodam jeszcze, że kupiłam jakiś czas temu ciasteczka eko, tylko mąka i olej kokosowy - w kształcie zwierzątek. Bez cukru. Ani grama. Pyszne! Ale drogie strasznie. A paczuszka niewielka, bo wielkości dłoni (dłoni Alicji!). Zamierzam sama je zrobić. Ha! Tylko w jakieś ciekawe mini foremki do ciasta muszę się zaopatrzyć :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz