wtorek, 28 kwietnia 2015

Kolki i inne potworki

Kolki i inne potworki...


"3 miesiące są najtrudniejsze" - pewnie słyszeliście to nie raz. Ja też słyszałam. 

3 miesiące... kiedy na świecie pojawiła się Alicja wizja 3 miesięcy wydawała mi się wiecznością.

To tak będzie jeszcze 3 miesiące? - nie dam rady!

Zaraz po porodzie następuje trudny czas. Ciężki zarówno dla kobiety jak mężczyzny. 

Kobieta musi poradzić sobie z bólem, słabym jeszcze ciałem, zmęczeniem, opieką nad dzieckiem. Jest motana przez hormony.

Trudno ma tez mężczyzna, który musi stanąć na wysokości zadania. Wesprzeć swoją kobietę, pomóc w opiece nad dzieckiem, ogarnąć dom, przygotować obiad i być odporny humory obolałej i motanej hormonami kobiety.

Do tego wszystkiego dochodzą nieprzespane noce. Przygody z kolkami dziecka. 

U Alicji po 2-3 tygodniach zaczął się problem z usypianiem. Zasypiała tylko w pozycji pionowej, na ramieniu, jak do odbijania. Budziła się z krzykiem jak tylko próbowaliśmy odłożyć ją do łóżeczka. Gdy nadchodziła pora jej drzemki, mnie ze stresu bolał brzuch. Ona płakała, płakała, płakała. Ja śpiewałam, nosiłam, tuliłam. Wszystko na marne. 

Nie znosiła wózka i spacerów. Bo tu też musiała leżeć. Poza tym ubieranie w kombinezon to najgorsze zło jakie mogło spotkać Alicję ;)

Walkę z kolkami zaczęłam od przyjrzenia się swojej diecie. Zapisywałam co jem i obserwowałam dziecko, by wyciągać na tej podstawie wnioski. Czy jakieś były? Alicja źle reagowała po cebuli i czosnku, którego starałam się unikać od samego początku. Czasem korzystaliśmy z obiadów mam i wiedziałam, że w daniu choć nie było czuć, musiał być choć niewielki dodatek cebuli lub czosnku. U małej nasilały się bóle już właściwie po następnym karmieniu. Próbowałam też niejedzenia grupy produktów mlecznych - nie dało to rezultatów. Poza tym masowaliśmy brzuszek, ogrzewaliśmy, robiliśmy gimnastykę nóżek, ratowaliśmy się espumisanem dla dzieci, Właściwie wszystkie czynności nie dawały znaczącej poprawy. Mała płakała, my bezsilni, zmęczeni... 

Potem doszedł problem z refluksem. Prawdopodobnie był wcześniej. Pewnie dlatego tak bardzo nie znosiła leżeć. Być może już od początku kwaśna zawartość żołądka wracała jej wtedy do przełyku i ja bolało. Zdarzało się, że mała podczas nocnego karmienia zasypiała przy piersi. Ale wtedy odłożenie jej do łóżeczka skutkowało tym, że ulewała. Strach przed zakrztuszeniem. Ile to razy sprawdzałam w nocy czy mała oddycha, bojąc się tego, czego teraz nie jestem w stanie nawet powiedzieć. 

Gdy zdiagnozowaliśmy, że to refluks, lekarz polecił nam zagęszczanie mleka specjalnym zagęszczaczem. Nieco to pomogło, ale tylko wtedy gdy był dodawany bezpośrednio do mleka a nie podany przed posiłkiem w postaci papki. Dlatego codziennie musiałam odciągać pokarm. To dodatkowe średnio 6 godzin spędzone z laktatorem. Właściwie nie spałam.

"Wyśpij się z zawczasu, bo potem nie będziesz mieć kiedy" - tak mi radzono. Oczywiście nie da sie wyspać zawczasu. Tym bardziej w ciąży. Wie to każda kobieta, która w niej była i której wielki brzuch i bóle pleców nie pozwalały na swobodne ułożenie się w łóżku. I do tego dochodzą pobudki co godzina dwie do toalety... ;)

Problem bezsenności. Przynajmniej dla nas był chyba największy. Zmęczone ciało domaga się snu, a płaczące dziecko noszenia na rękach. Przez pierwsze tygodnie, kiedy doszło jeszcze odciąganie pokarmu, spałam po 2-3 godziny na dobę. Byłam tak wyczerpana, że musiałam wszystko zapisywać. Kiedy Alicja jadła, ile ml, czy robiła kupę, czy miała drzemkę, bo nic nie pamiętałam. Dzień wyglądał jak noc, noc jak dzień. Czekałam aż M wróci z pracy, żeby choć na chwilę móc wyjść z domu, na 5 minut, przejść się lub położyć i błogo zasnąć, Gdy wracał późnym wieczorem, ja czułam się jak zombie. 

Wstawałam co ok 3 godziny by odciągnąć pokarm, by potem dać małej, która od razu nie zasypiała, trzeba było ja godzinę dwie nosić  w pionie. Jadła ok 8 razy na dobę, więc i tyle razy musiałam odciągać mleko. Po pewnym czasie zaczęłam tracić pokarm - dało o sobie znać zmęczenie i brak snu. Zaczęłam "ratować sie" mlekiem modyfikowanym. 

Teraz gdy wspominam tamten czas, wydaje mi się, że kobietę w tym okresie nic nie zniszczy. Ból, niewyspanie, ekstremalne wyczerpanie. 

Ale i szczęście. Szczęście, gdy mała przytula się i mruczy. Gdy patrzy w moja stronę nic jeszcze nie widzącym wzrokiem. Gdy odwraca główkę w moim kierunku gdy słyszy mój głos. Gdy łapie tą maluśką dłonią za palec. Gdy błogo zasypia przy piersi.

Najtrudniejsze są pierwsze 3 miesiące.

Tak to prawda.

Nie na marne niektórzy nazywają ten okres 4 trymestrem.

U nas te 3 miesiące trwały nawet 4... może z racji tego, że Alicja przyszła na świat 3 tygodnie wcześniej...?

Najtrudniejsze są te pierwsze miesiące.

Później jest już tylko lepiej. 











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz